Czyli przepisany i lekko poprawiony pamiętnik z podróży … ale będzie po Polsku bo bardzo nie chce mi się tego tłumaczyć :)

Zapisy oryginalnie były na Bloggerze ale zamknąłem tamtego bloga i przeniosłem się tutaj stąd jeden duży wpis z datami jak w oryginale ale nowymi komentarzami do wpisów już na chłodno ;)

20.02.2014

Bangkok: jedzenie (Tomek)

W pierwszy wieczór poszliśmy do lokalnej restauracji niedaleko hotelu poleconej przez boy’a hotelowego … było ok, smacznie, czysto ale na zakończenie chcieli nas naciągnąć na 100 baht … kasa żadna bo przelicznik jest 10 baht = 1 pln a za kolację na 3 osoby wyszło ok 1300 baht ale rozczarowanie pozostało. Dziś żywiliśmy się na mieście. Budki na ulicach co 2 metry z jedzeniem wszelkiego rodzaju, grill, woki na wózkach, motorkach (dosłownie), stoliki z ceratkami :) krzesła plastikowe lub taborety. Jedzenie fenomenalne, mięso soczyste, ryż wspaniały, przyprawy łagodne ale i też ostre. W sumie to są dwa rodzaje ostrości w jedzeniu: łagodne dla każdego i pikantne dla twardzieli ;) nie ma stanu pośredniego, przynajmniej na razie nie miałem okazji na taki stan trafić. Cena za obiad dla 3 osób na ulicy 105 baht … wskaźnik price to performance poza skalą!

Handel uliczny przybiera tu różne formy jednak zdecydowanie dominuje jedzenie i choć w sumie jest to fast food to nie ma nic wspólnego z pojęciem jakie potrafimy zdefiniować po europejsku. Jedliśmy w różnych miejscach na ulicy i ani razu nikt nie miał żadnych problemów trawiennych choć jak się patrzy na te straganiki to można mieć wątpliwości.

Komentarz do wpisu:

Przed wyjazdem baliśmy się komarów które roznoszą kilka odmian dengi i zaszczepienie czy zachorowanie na jedną nie oznacza, że nie można złapać kolejnej odmiany. Czytaliśmy dużo i byliśmy przerażeni. Praktyka sprowadza się do tego aby: mieć długi rękaw w koszuli, spodnie z długimi nogawkami i ew dodatkowo krama na szyję co też chroni od upału. Warto oczywiście zabrać jakiś środek na odstraszanie głównie żeby spryskać dłonie i głowę. Realnie podczas pobytu w Bangkoku widziałem 2 (słownie: dwa) komary i to zapewne tylko dlatego, że siedzieliśmy wieczorem w pierwszy dzień w restauracji nad kanałem. Więcej komarów było na Koh Lipe wieczorami.

Pierwsze zdjęcie to lunch w takim straganie-restauracji ulicznej z zimnym lokalnym piwkiem. Pad Thai czyli makaron z kurczakiem, kiełkami, kapustą i z delikatnym posmakiem curry. Na drugim zdjęciu kucharka, która przygotowywała nam lunch … zdjęcia z telefonu :/

21.02.2014

China Town (Tomek)

Tak, tak, w Bangkoku jest dzielnica chińska. Jak wygląda? … dwa poglądowe zdjęcia, które jednak nie oddają tego co słychać a zwłaszcza czuć!

Niby to samo miasto, niby niedaleko od starej części Bangkoku, po której do tej pory chodziliśmy ale jakże odmienne miejsce. Ruch uliczny bardzo duży a mając na uwadze, że jest lewostronny trzeba dodatkowo uważać. Do tego czerwona sygnalizacja nie zawsze oznacza stop :) Przy takim ruchu poziom zanieczyszczenia powietrza, ilość spalin, przekracza granice tolerancji nawet dla kogoś kto urodził się i mieszkał w Krakowie :) … nie ma przewiewu między ciasnymi uliczkami jest do tego jeszcze gorąco i wilgotno. Czy zatem będąc w Bangkoku warto się męczyć i chodzić po Chinatown? Warto z dwóch powodów. Pierwszy to oczywiście jedzenie, które jest przepyszne! Warto realizować zasadę, która sprawdza się w każdym kraju i działa również tu, jedz tam gdzie przychodzą tubylcy :) Drugi powód to handel uliczny. Coś co widać na ulicach Bangkoku w tym miejscu przybiera rozmiary nie do pojęcia. Warto to zobaczyć na własne oczy bo żadne zdjęcie tego nie odda.

Jutro pobudka dość wcześnie, samolot i Kambodża.

Kilka zdjęć z Bangkoku:

22.02.2014

W drodze do Kambodży (Tomek)

W drodze do Siem Reap. Z pomocą Air Asia przekroczymy granicę Kambodży za 2 godziny. Piszę siedząc na lotnisku w Starbucks ale nie ma wifi :/ … mam nadzieję, że w hotelu będzie i będzie działać. Jest tu generalnie problem w dostępem do internetu. Sieć hotelowa w pierwszy wieczór działała dość dobrze, potem przestała … ciężko opublikować coś na blogu a już mowy nie ma żeby to było zaraz po napisaniu. Nic na to nie poradzimy. Na razie będę zapisywał a publikowanie poczeka.

Kilka słów jeszcze o Bangkoku. Miasto jest niewyobrażalnie duże, ruch spory a co za tym idzie zanieczyszczenie powietrza proporcjonalnie wysokie. Utrzymuje się smog a słońce pomimo braku chmur jest cały czas “zamglone”. Byliśmy wczoraj w największym centrum handlowym … największym jakie widziałem i zapewne największe tutaj. Sześć pięter sklepów … żeby to zobrazować powiem tak, wielkość tego centrum to jak krakowska Bonarka x 4 … minimum. Jest generalnie wszystko co nie oznacza, że wszystko opłaca się kupować. Dodatkowo ceny różnią się między sklepami czasami nawet dwukrotnie więc trzeba chodzić szukać i negocjować. Przykład, kupiłem słuchawki Bose Quietcomfort 15 za 2.700 baht (!) negocjując z 3.700 a w innym sklepie były za 4.900 :)

Co się opłaca kupić: walizki i torby, sprzęt fotograficzny i generalnie elektronikę. Sprzęt fotograficzny jest zdecydowanie tańszy niż u nas.

Ok, boarding :)

Komentarz do wpisu:

Ja zakończyłem zakupy na słuchawkach ale jeśli ktoś planuje np wycieczkę do Tajlandii a jednocześnie myśli np nad nowym aparatem czy obiektywem to zdecydowanie radzę kupić na miejscu. W pierwszy dzień udać się do centrum handlowego i zrobić zakupy. Gwarancja producenta jest, kupujemy sprzęt oryginalny ale nie obciążony kosztami transportu, wszystkich kolejnych pośredników, ceł i podatków.

22.02.2014

Kambodża (Tomek)

Jeszcze wczoraj sądziłem, że w Bangkoku jest ciepło … tu jest jednak cieplej :) różnica jest taka, że w Siem Reap jest mniej wilgotno co jest o tyle dziwne, że z samolotu widać sporo wody. Może to tylko moje subiektywne odczucie. Upał niestety mnie dopadł, stopy mi spuchły i musiałem wycofać się z pola walki czyli ze Starego Targu :/ ale może jutro wieczorem uda się dojść po zwiedzeniu jednego z siedmiu cudów świata.

Na razie siedzę na masażu :) … odlot!

Komentarz do wpisu:

Poza Angkor, który jest uznany oficjalnie za jeden z cudów świata, całkiem subiektywnie sądzę, że masaż tajski mimo iż tego doświadczyłem w Kambodży powinien być na tej liście zaraz za Angkor :) … doświadczenie pozazmysłowe.

24.02.2014

Kambodża i wschód słońca nad Angkor Wat (Magda)

Pierwsze wrażenia z przylotu. Małe schludne lotnisko i bardzo skomplikowana procedura wjazdowa. Najpierw trzeba wypełnić 3 osobne kartki (powtarzając na każdej te same informacje) a potem odbywa się przejście przez kolejne stopnie wtajemniczenia proceduralnego. Najbarwniejszy z nich to otrzymanie wizy wjazdowej. Ustawiasz się grzecznie w kolejce oddajesz jeden z formularzy wraz z banknotem 20$ i oglądasz LEAN w akcji. W rzędzie siedzi 6 urzędników a Twój paszport zaczyna wędrówkę po kolejnych stanowiskach. Każdy z 6 siedzących oficjeli sprawdza coś skrupulatnie i przekazuje paszport dalej do następnego kolegi, który również coś sprawdza w paszporcie itd aż do dotarcia do ostatniego stanowiska gdzie Pani Urzędnik wywołuje szczęśliwców, którzy przeszli tak wnikliwą weryfikacje i zasłużyli na wbicie kolorowej wizy Kambodży. Po udowodnieniu, że nie jesteśmy spokrewnieni z Pol Potem czy Stalinem, nie popieramy reżimu w Syrii i nie handlowaliśmy ostatnio bronią czy narkotykami wkraczamy do Kambodży !!!

Kambodża jest super tania – pod warunkiem, że omija się miejsca typowe dla turystów bo wtedy ceny są europejskie a dokładnie zachodnioeuropejskie. Jedzenie jest dobre ale ponieważ nasz cel wizyty w Kambodży to zwiedzenie kompleksu Angkor byliśmy tylko w miejscach “obleganych” przez turystów. To oznacza, że jedzenie było już w pewnym sensie modyfikowane z myślą o turystach więc obok tzw. khmer cuisine (na ile autentyczna to nie umiem powiedzieć), w menu widniały, pizza, stek, tosty…. Marzy mi się następnym razem podróż trochę poza okolice Siem Reap tak żeby sprawdzić jak to się ma do kuchni khmerskiej z prowincji.

Kompleks Angkor – potężny i oczywiście – tak jak to internauci opisują – nie do zwiedzenia w jeden dzień i to nie tylko ze względu na wielkość ale zwykłe zmęczenie. Ja po rozpoczęciu zwiedzania o 5 rano już o 15 byłam kompletnie wykończona – podobnie jak chłopaki  i było mi już obojętne co jest dalej. Tomek na kanwie naszego wycieńczenia podsumował temat: świątynie są mniej więcej takie same tylko inaczej się zawaliły.

Chce jeszcze skomentować wschód słońca; bo to przeżycie “mistyczne”. Obudziłam się o 4:30 aby doznać oświecenia/porażenia/podziwu etc. Już o 5:15 rano kupowałam bilety do wejścia. Przy kasach zauważyłam, że amatorów takich wrażeń jak ja jest mnóstwo. Do Angkor Wat jechało się w pięknej linii (żeby nie użyć słowa korek) tuk-tukow i taksówek. Z jakiegoś powodu mekką oglądania wschodu słońca jest zbiornik wodny przed świątynia Ankor Wat. Wygląda na to, że wszyscy chcą zobaczyć słońce wychylające się zza 3 wież świątyni. Wszyscy tzn parę setek ludzi stłoczonych w ciemności z przygotowanymi aparatami, telefonami i latarkami. Latarki Ci wciskają za “one dolar please” przed wejściem na pomost do Angkor Wat. Latarka jest ewidentnie zbędna ponieważ tłum zwiedzających leje się po pomoście świecąc jak Droga Mleczna.

Komentarz do wpisu:

Poranne zwiedzanie zaliczyła małżonka bo primo uznaliśmy z synem, że to nie jest godzina, o której powinno się wstawać podczas wakacji a secundo już sam uznałem, że co jak co ale zdjęć wschodów słońca w Angkor jest w internecie taka ilość, że nie wyobrażam sobie jak można zrobić kolejne w jakiś inny bardziej wyjątkowy sposób. Okazało się, że oba argumenty były słuszne a przy tym tłumie, który tam był zrobienie jakiegokolwiek sensownego zdjęcia byłoby niemożliwe.

24.02.2014

Angkor Wat (Tomek)

Kilka moich przemyśleń po wizycie, w sumie jeszcze na gorąco … ze względu na upał ;)

Magia… jest w tym miejscu coś wyjątkowego, nie wiem do końca co, może całkowita odmienność od kultury europejskiej. Kompleks starych świątyń rozrzuconych na ogromnym terenie, każda w sumie podobna bo budowana w takim samym stylu ale po latach z części z nich niewiele zostało. Można by się zatem zastanawiać czy warto zwiedzać bo upał, tłumy turystów, ruiny … zdecydowanie warto! Dla tej odmienności, żeby zobaczyć na własne oczy ogrom całego kompleksu, żeby poczuć zapachy, zapamiętać kolory. Nie da się tego wszystkiego oddać zdjęciami bo żadne zdjęcie nie przekaże doznań wszystkich zmysłów ale może znajdziecie w tych kilku coś co was urzeknie.

Dojrzewa w nas taka myśl, kiełkuje powoli ale może z tego wyrośnie … odwiedzić kompleks Angkor w porze deszczowej. Jest ryzyko ale chyba warto z 2 powodów. Po pierwsze mniej ludzi, zdecydowanie mniej ludzi, po drugie dżungla w okresie letnim wygląda zupełnie inaczej.

Komentarz do wpisu:

To z czym mamy do czynienia na miejscu to wszechobecny kurz, który włazi wszędzie. Ruch jest spory, jeżdżą tuk-tuki, taksówki a że jest gorąco i wieje cały ten kurz unosi się bez przerwy w powietrzu. 

Co warto na miejscu:

Wynająć na mieście tuk-tuk’a na cały dzień, koszt ok 15 USD, w hotelu jest znacznie drożej czyli $25. Ci co fotografują (zaawansowany amator jak ja) powinni rozważyć zabranie drugiego body. Nie polecam wymiany obiektywów w tych warunkach, ilość kurzu wzbudzanego przez taksówki, tuk-tuki i wiatr jest spora. Prawdopodobieństwo zasyfienia matrycy bardzo wysokie. Dodatkowe body ma jeszcze tą zaletę, że mamy szybszy dostęp do drugiego szkła. Ja biegałem z zestawem 2x Canon 30D i obiektywami 17-40L i 100L macro … brakowało momentami dłuższej ogniskowej. Optymalny zestaw to krótki i długi zoom w stylu 17-40 i np 70-200. Transport sprzętu – wyłącznie plecak. Należy zapomnieć o torbie fotograficznej. Warto zabrać też camel bag, 1,5L minimum i najlepiej z izolacją termiczną na rurkę.

Komentarz do wpisu:

Rozszerzona wersja angielska na temat tego co warto a czego nie w Angkor w kontekście fotograficznym jest tutaj.

Warto kupić na miejscu kramy. Poza oczywistą pamiątkową wartością mają jeszcze większą wartość praktyczną – świetnie chronią od upału i kurzu. Kupiłem jedną, chodziłem w niej cały dzień po Angkor i stwierdzam, że to był najlepszy ciuch jaki miałem podczas tej wycieczki. Chodzę w niej nawet teraz w zimie w Polsce. Jakość bawełny jest zupełnie inna od tego co jest dostępne u nas w sklepach.

Czego nie warto:

Jeździć po kompleksie rowerem .. bo jest taka opcja i widziałem takich desperatów. W taki upał jaki był strzelenie sobie w kolano będzie mniej dokuczliwe. Odległości są na prawdę spore.

Nie widzę również opcji przejść przez kompleks w klapkach. Momentami chodzi się po dużych i wyślizganych kamieniach oraz stromych schodach, o kontuzję łatwo a zmęczenie i upał w koncentracji nie pomagają.

Nie warto iść do świątyni Neak Pean, spacer ok 10 minut po kładce w pełnym słońcu żeby sprawdzić, że ruiny, których i tak jest mało są ogrodzone i nie ma wejścia na teren. Zabrakło wyobraźni i nikt nie postawił znaku :/ … może celowo.

Handel:

Sprzedają wszyscy i wszystko … również dzieci, takie w wieku kilku lat, chodzą z koszykami wypełnionymi pamiątkami rożnego sortu, znają podstawowe słowa po angielsku … wiedzą nawet, że stolicą Polski jest Warszawa (!!!) … proszą żeby coś kupić i bardzo ciężko odmówić :) … tak to ma działać i działa. Negocjować się da, nawet trzeba ale już nie jest tak łatwo jak w Bangkoku gdzie można zejść z ceną nawet o połowę.

Komentarz do wpisu:

Jeśli chodzi o handel to jest ciężko … na początku. Widzimy dzieci obwieszone różnymi rzeczami, czasami tackami, które są od nich większe, ledwo je niosą … ma się ochotę im pomóc czy dźwigać czy kupić wszystko i niech ten mały biedak idzie do domu, zaniesie mamie zarobione pieniądze i cieszy się wolnością, bawi się byle tu nie stał i nie błagał. Ale nie zmienimy rzeczywistości w ten sposób. Można kupić 20 czy 50 bransoletek po one dollar, wyczyścić tackę ale dzieciak za chwilę wróci z kolejną. Oni doskonale wiedzą, że to działa, że nie kupujemy bo nam się podoba tylko dlatego, że nam żal dzieciaka. Trzeba się niestety uodpornić. Takie tam jest życie, taki sposób zarabiania i metoda na przeżycie.

Komentarz do całości czyli lista rzeczy obowiązkowych do „zaliczenia”

  1. Bangkok:
  • jedzenie w ulicznej gastronomii: nawet jeśli jesteście na liście 100 najbogatszych ludzi na świecie bo nie chodzi o cenę tylko o jakość,
  • zakupy: warto w Bangkoku (poza elektroniką) kupić na straganach ulicznych ciuchy bawełniane, są lekkie, bardzo wygodne i świetnie nadają się do noszenia w taki upał a bawełna jakościowo jest poza wszelką konkurencją,
  • Wielki Pałac Królewski: przepych i piękno połączone w jednym obiekcie, 
  • China Town: jedzenie!,
  1. Kambodża: oczywiście kompleks Angkor oraz Stary Targ w Siem Reap gdzie warto kupić przyprawy i kawę!
  2. Koh Lipe: byliśmy 5 dni zmywając kurz świątyń Angkor, miejsce bajkowe ale mimo iż daleko od głównych szlaków turystycznych to też miejscami skażone turystyczną tandetą .. ale bezdyskusyjnie warto. Jak daleko? :) .. 9 godzin podróży z Bangkoku 4 środkami lokomocji.

Na koniec dosłownie 4 zdjęcia Koh Lipe … bo odpoczywałem nawet od aparatu ;)