Kyoto – dzień czwarty cz.2

Mieliśmy dwa dni pogody, które wykorzystaliśmy z tzw nawiązką … do tej pory czuję każdy krok a zwłaszcza te ostatnie kiedy już powłóczyłem nogami. Warto było. Nie piszę już o kolejnych świątyniach bo w sumie mnie by wystarczyło oglądnąć dwie lub trzy … reszta w sumie podobna ;) Ale nie zrozumcie mnie źle, każda jest piękna i warta oglądnięcia, ja zwyczajnie nie przepadam tak bardzo za zabytkami architektury. Z mojego punktu widzenia większą frajdę miałem z wycieczek po ogrodach, które są piękne i różnorodne. To na pewno trzeba zobaczyć choć niektóre są dość małe a bywa, że turystów jest w środku sporo więc o ciszy czy spokojnym robieniu zdjęć nie ma mowy. Część ogrodów niestety na wejściu ma tabliczki zakaz fotografowania z wyjaśnieniem, że proszą o zrozumienie ale turyści robili zdjęcia i sprzedawali online a oni sobie tego nie życzą. To samo tyczy się wnętrz świątyń, praktycznie w żadnej nie zrobimy zdjęcia. Wracając jeszcze na chwilę do ogrodów muszę napisać o jednej obserwacji. Każdy z nich bez wyjątku jest zaprojektowany w najdrobniejszym detalu choć sprawiają wrażenie naturalnych fenomenów przyrody. Dbałość o szczegóły jest imponująca. Oczywiście spacer możliwy jest wyłącznie wyznaczonymi ścieżkami a strzałki na zakrętach kierują nas we właściwym kierunku, żeby nie było wątpliwości gdzie iść. Czasami widać ogrodników chodzących na kolanach z nosem przy ziemi wyrywających jakieś drobne odrosty chwastów wychodzące z mchu … bo w ogrodach nie ma trawy, jest wyłącznie mech, oczywiście w kolorze zielonym ale prawdopodobnie we wszystkich możliwych odcieniach.

Kyoto wg mnie jest punktem koniecznym wycieczki do Japonii. Prawdopodobnie można by nawet odpuścić Tokyo ale tu trzeba przyjechać. Sprowadzając to na nasze podwórko to tak jakby przyjechać do Polski i nie zobaczyć Krakowa czy Wrocławia. Mamy świątynie, ogrody, dzielnicę biurowców i potężnych centrów handlowych, mamy też dzielnicę Gion z małymi brukowanymi uliczkami, starymi domami, małymi restauracjami i sklepikami … jak ktoś ma szczęście może natknąć się na gejsze .. ja miałem :) Gion niestety ma dwa minusy. Ilość turystów w dzień powszedni na głównej ulicy przekracza wszelkie normy … nawet nie podejmuję wyzwania aby wyobrazić sobie co dzieje się w weekend. Takie ćwiczenie umysłu mogłoby spowodować jego nieodwracalne uszkodzenia. Drugi problem to ceny – są dla turystów. Zapomnijcie o kupowaniu czegokolwiek w Gion. Już jadąc do jakiegokolwiek centrum handlowego będzie sporo taniej nie mówiąc o sklepikach z dala od takich turystycznych szlaków. Ale Gion to nie tylko główna arteria turystyczna to też boczne uliczki, znacznie spokojniejsze z nielicznymi turystami i tam warto się na chwilę zgubić … i tam właśnie można spotkać gejsze.

Kyoto – dzień drugi

Gdybym zapytał teraz, zgadnijcie jaka pogoda dziś była to każdy by pewnie trafił za pierwszym razem … oczywiście, że lało … ale (!) … była jedna przerwa i zdążyliśmy w tym czasie wskoczyć do jednej świątyni i nawet wyjąłem aparat :)

Niestety jutro też ma lać ale od czwartku zapowiadają słońce więc liczę, że wtedy będzie więcej zdjęć.

Kyoto – dzień pierwszy

Leje … praktycznie bez przerwy :/ Kyoto nie wita nas tak jak tego oczekiwaliśmy … spacery po mieście nie wchodzą w grę więc zwiedzamy restauracje, no byliśmy jeszcze dziś w międzynarodowym muzeum Mangi bo miało dach i było ciepło. A tak poważnie to był punkt wycieczki wybrany przez syna. Zaliczony! Nie interesuję się Mangą więc nie oceniam i nie komentuję, najważniejsze, że syn był zadowolony!

Kyoto zaskakuje. Świątynie schowane są w nieoczekiwanych miejscach i rozsiane po mieście a w drodze do hotelu znalazłem stary zakład produkujący sos sojowy. Jutro idę na zakupy :) … może uda się też zrobić jakieś zdjęcia bo dziś nawet aparatu nie wyjąłem z plecaka :( A’propos plecaka fotograficznego (Vanguard Up-Rise 45), na koniec wycieczki napiszę co o nim myślę … taki test z pola walki – będzie pozytywnie ale będzie też niestety negatywnie a wszystkiemu winna pogoda.