Podróż na Okinawę w trzech etapach: Genewa – Frankfurt – Pekin – Naha, w sumie 15 godzin.Pekin! :/ Pierwsze wrażenie po wyjściu z samolotu: śmierdzi! Potworny smog! Lotnisko kolosalne, terminali końca nie widać. Transfer na kolejny lot z dwoma punktami kontroli, na jednym sprawdzają paszport i wbijają pieczątkę na kartę pokładową a na drugim sprawdzają paszport i wbijają pieczątkę na kartę pokładową … ale pieczątka ma inny kolor i kształt. Do tego szczegółowa kontrola i prześwietlanie bagażu podręcznego. To wszystko praktycznie po wyjściu z samolotu, do którego weszliśmy po prześwietleniu bagażu we Frankfurcie. Przy punktach kontroli plakaty ze zdjęciami uśmiechniętych pracowników, zapewne przodowników pracy. Jest pięknie. Ale Słońce wstaje w dziwnym kolorze. Smog jest koszmarny. Wifi na lotnisku nie ma, tzn technicznie jest ale nie działa, są nawet takie specjalne budki gdzie po zeskanowaniu paszportu dostaje się wydruk z kodem do wifi … tylko, że papierek nie wychodzi, może brakło. Ludzie uśmiechnięci tylko w telewizji, która napieprza na cały regulator. Wiadomości, reklamy, piosenki. Tłum szaleje. Trzeba jeszcze trochę wytrzymać. Zamknę się w toalecie na chwilę bo zaraz zacznę nucić chińskie przeboje. Wyszedłem szybciej niż wszedłem :/
Air China. Nie ma wyjścia trzeba jeszcze z nimi wrócić na kontynent ale to będzie ostatni lot z tym przewoźnikiem. Na śniadanie wołowina z ryżem i większość filmów po chińsku! Herbata była dobra.
W hotelu w Naha okazało się, że w walizce była kartka z informacją o inspekcji i skonfiskowanym przedmiocie. Inspekcja odbyła się w Pekinie a rządowi ChRL nie spodobał się mój power-bank więc go zabrali … teraz mogę sobie ładować telefon dumą z chińskiego etosu komunistycznego.