Kulinarnie dzień więcej niż udany!
Zacznę od jedzenia bo to był jeden z punktów programu a po wczorajszej wtopie liczyłem, że właśnie dziś dobra passa powróci. Mówiąc jedzenie mam na myśli owoce morza a konkretnie ostrygi z regionu. Pojechaliśmy specjalnie na lunch do Marseillan gdzie są hodowle. Niestety nie udało się zobaczyć z bliska hodowli jak to miało miejsce w Bretanii bo te są sporo oddalone od brzegu. Lunch w Brasserie Du Soleil natomiast fenomenalny! Przystawka to talerz ostryg, ślimaków i krewetek, danie główne ryba z patelni plus ryż z warzywami a na deser lody :) Do tego znakomite wino z Langwedocji czyli Picpoul de Pinet. Wszystko proste, świeże i smaczne! Taką Francję ubóstwiam!
Fotograficznie dzień nie mogę nazwać udanym :/ W „Parc naturel régional de la Narbonnaise en Méditerranée” (%*#@&!!) nie udało się trafić do zaznaczonego miejsca – wrzućmy ten problem do worka oznaczonego jako „miscommunication” – a miejscowość Argelès-sur-Mer okazała się mniej więcej naszą wersją Sopotu. Po drodze jednak zatrzymaliśmy się w trzech miejscach, które były ciekawe ale nie było czasu na dłuższe napawanie się widokami. Mówię tu o miejscowości Beziers, plażach Canet-en-Roussillon i kanionie rzeki Herault. Zwłaszcza ta ostatnia pozycja godna jest zainteresowania choć jest to popularne miejsce na spływy kajakowe i pontonowe. Oczywiście spływy nie odbywają się na całej długości i w najwęższych miejscach nie należy spodziewać się ludzi. Najciekawszy odcinek rzeki jest przy drodze D4. Wpisuję ten kanion jako miejsce warte eksploracji w przyszłości ;)
Wrócę na momencik do Sopotu. Przejechaliśmy dziś kilka miejscowości nad wybrzeżem licząc trochę na klimaty Bretanii czy Normandii jednak południowa Francja w Langwedocji wygląda zupełnie inaczej. O ile nad Lazurowym dominuje przepych ze sporą domieszką szpanu to Langwedocja bywa raczej prostacka ze szczyptą tandety. Porównanie z Sopotem jest przerysowane jednak jest jakiś niewielki podzbiór przymiotników będący łącznikiem. Niestety.