Plan na dziś był krótki czyli eksplorowanie Camarque. Okazało się, że w lipcu tego roku minęło 10 lat od pierwszej wizyty! Pierwsze pytanie jakie może się nasunąć po podaniu takiej informacji to „czy coś się zmieniło?” No więc … prawie nic. Prawie bo krajobraz w tej skali czasowej jest, jak można się spodziewać, praktycznie niezmienny jednak człowiek wszędzie potrafi odcisnąć znak swojej obecności. Tak jest i tutaj aczkolwiek przez znak należy rozumieć samą obecność ludzi choć niektórzy pozostawili fizyczne ślady w postaci zagłębień w mule … tak gdzieś do wysokości kolana.
„Eksplorację” zaczęliśmy od Aigues-Mortes średniowiecznego (dla odmiany) miasta-warowni, które zdecydowanie polecam choć tłumy są w weekend monumentalne. Byliśmy tam zaraz po 9 i już większość parkingów była zajęta! Większość ludzi wędruje po mieście, głównie od sklepu do sklepu bo zabytków jako takich nie ma … cała warownia jest zabytkiem, każdy dom, każda ulica a całość zachowana jest w znakomitym stanie. Warto przejść się po murach warowni otaczających miasto, z których roztacza się widok na „kopalnie” soli, samo miasto i kanały zewnętrzne. Pełne kółko po murach to ok 4 km … mierzone na tzw oko.
Muszę napisać coś w temacie kulinarnym bo jestem podwójnie rozczarowany i mnie to gryzie :/ Siedliśmy na lunch w restauracji _rekomendowanej_ przez Michelin, która poza rekomendacją spełniała kryteria kwalifikujące ją jako wartościowy lokal – niebagatelny wystrój, lokalizacja poza głównym szlakiem turystycznym, krótkie menu … Francja! Restauracja nazywa się Restaurant l’Atelier de Nicolas i wg TripAdvisor ma ocenę 4,5 na 5. Zamówiliśmy danie dnia, jak zwykle zresztą i o ile przystawka była świetna to danie główne czyli ryba z białym sosem (beurre blanc) nie tylko nie zachwyciła a kompletnie rozczarowała. Nie uważam się za recenzenta kulinarnego i nie mam takich aspiracji ale umiem zrobić beurre blanc, robiłem go wielokrotnie i nigdy nie udało mi się go rozwarstwić! Nie wiem jak szef rekomendowany przez Michelin tego dokonał ale jemu się udało. Stawiam na opcję odgrzewaną czyli sos robiony wcześniej i odgrzewany dla gości. Taki eksperyment robiłem sam dla testu mimo iż Julia Child zwracała uwagę, że nie da się go odgrzać bo „się rozwarstwi” … i faktycznie tak się dzieje ;) Ten sos podaje się zaraz po zrobieniu – kropka! To pierwsza tak spektakularna porażka kulinarna we Francji … ever! Mam nadzieję, że ostatnia bo jutro czas na ostrygi :)
Pozostała część trasy przez Camarque to już szwędanie się po drogach szutrowych między innymi w poszukiwaniu flamingów. W jednym miejscu nawet było ich sporo do czasu kiedy nad terenem objętym ochroną gdzie nie wolno wjeżdżać autem, przeleciał samolot z reklamą … ręce opadają na ludzką bezmyślność!