Plan planem a rzeczywistość jak zwykle swoje. Brakło czasu na Uzes. Oczywiście można to było przewidzieć bo nie pierwszy raz jemy lunch we Francji ale jakoś tak umknęło, że to zwykle trwa ok 2 godzin ;) Nikomu się za bardzo nie spieszy ale trudno się dziwić bo jest gorąco, do tego trzeba wliczyć 3 dania, oczekiwanie na każde … itd. Nam się też nie chciało spieszyć więc delektowaliśmy się dobrym jedzeniem a potem tylko przejechaliśmy obok Uzes.
Z zaplanowanych czterech punktów na wczoraj jeden odpadł, jeden dodaję do listy ciekawych miejsc wartych odwiedzenia, drugi też ale warunkowo a trzeci … o nim na końcu.
Zacznijmy od najciekawszego czyli akweduktu Pont-Du-Gard. Budowla robi ogromne wrażenie aczkolwiek nie będę się wgryzał w historię bo to definitywnie nie moja działka. Powiem jedno, osiągnięcia rzymian wyprzedzały czasy w których żyli pod każdym względem, architektura nie była wyjątkiem ale jakie musiała robić wtedy wrażenie jeśli dziś ją oceniamy jako spektakularną? Zdecydowanie warto pojechać a nawet zboczyć z zaplanowanej trasy na południe Francji i wstąpić na chwilę. Zwiedzania nie ma dużo bo budowla jest jedna, blisko parkingów i spacerkiem można tam dojść w 10 minut. Oczywiście przy wejściu rozkręcony jest cały biznes turystyczny czyli muzeum czy też wystawa obrazów, które można zwiedzać w cenie biletu ale jeśli to ominiemy to cała eskapada zamknie się w godzinie. Kilka uwag praktycznych. W zależności od pory dnia najlepsze zdjęcia można wykonać z koryta rzeki płynącej pod akweduktem jest jednak jedno ale. Akwedukt zbudowany jest nad rzeką, która w lecie przyciąga tłumy plażowiczów, amatorów kąpieli, skoków do wody i spływów różnymi jednostkami pływającymi więc planując zdjęcia z dołu należy przewidzieć długą ekspozycję. Amatorzy golden-hour mogą sobie odpuścić bo wzgórza otaczające koryto rzeki zasłonią światło na długo przed zachodem. Moje zdjęcie (19mm F6,3 30 sek) było zrobione tuż przed 6 pm a zachód słońca w tym dniu jest o 9:09 pm.
Drugie ciekawe miejsce to wodospady (Cascade du) Sautadet na rzece La Ceze. Cudo! … gdyby nie przerażająca ilość ludzi. Faktem jest, że byliśmy tam w sobotę, weekend, upał … a tu zimna krystaliczna woda, małe wodospady tworzące naturalne prysznice, zagłębienia w skałach wydrążone przez wodę, wąwozy i zakręty utworzone przez meandrującą w wapieniu rzekę … raj na ziemi. Ignorancja ludzka potrafi jednak zniszczyć wszystko, sprowadzić piękno natury do odpustowego straganu ze świecidełkami i plastikowymi zabawkami za złotówkę … ew euro. Krew się w żyłach gotuje zwłaszcza, że w tym miejscu obowiązuje zakaz kąpieli. Wszyscy radośnie w drodze do wodospadu przechodzą pod transparentem, który mówi iż kąpiel w tym miejscu jest zabroniona … i wszyscy mają to gdzieś! Nie wyjąłem nawet aparatu bo nie było po co … zrobiłem dwa zdjęcia telefonem i wróciliśmy się zwiedzać La Roque-Sur-Ceze. Jedyna opcja żeby zrobić w tym miejscu jakiekolwiek zdjęcia to poranek w ciągu tygodnia choć słońce wg Suncalc nie będzie w optymalnym miejscu :/ Wielka szkoda, wielkie rozczarowanie ale zostawiam tem temat na kolejny wypad do Langwedocji bo łatwo tego nie odpuszczę.
Na koniec zostawiam dwie atrakcje choć w sumie nie do końca tak o nich myślę. Dwa stare miasteczka czyli La Roque-Sur-Ceze i Mirmande. Tu mam problem niestety bo widziałem w południowej Francji już sporo pięknych średniowiecznych miasteczek i kolejne nie robią już takiego wrażenia ;) wyglądają podobnie bo architektura jest praktycznie identyczna, usytuowanie bardzo podobne bo większość jest na wzgórzach z dominującą wieżą kościoła, podobne sklepy z pamiątkami i wyrobami regionalnymi, podobne ulice zrobione z surowego kamienia … itd. Nie oznacza to jednak, że nie warto tam zaglądnąć, przejść się wąskimi uliczkami, kuknąć w zakamarki, podglądnąć jak żyją tam ludzie czy przysiąść w lokalnej kawiarni na espresso czy restauracyjce delektując się menu du jour ;)
Mnie wciąż udaje się znaleźć coś ciekawego za kolejnym rogiem kolejnej kamienicy w kolejnym miasteczku!