Nic dziś nie piszę! Wrzucam same zdjęcia bo jestem padnięty. Syn mierzył ile przeszliśmy i wyszło 17,5 km … po mieście! Fragmenty kręgosłupa zostawiłem gdzieś w okolicach fabryki sosu sojowego. Idę się regenerować bo jutro las bambusowy i muszę tam być nawet gdybym miał się doczołgać!
Nie no muszę napisać kilka słów o fabryce. Odkryta przez przypadek 2 lata temu, nie było jej w przewodniku, nie było na mapie. Przechodziliśmy obok idąc do hotelu czy z hotelu tego już nie pamiętam, to co pamiętam to zapach na ulicy, chwila zastanowienia i próba skojarzenia z czymś znanym. Stary drewniany budynek z prawie czarnymi deskami ścian zewnętrznych. Wejście z napisem po japońsku …
a w środku kadzie z soją i butelki z czarnym złotem!
Sos fenomenalny, smak podobny choć zupełnie inny od znanych makretowych sosów, gładki, wręcz aksamitny, smak zrównoważony, delikatny, nie dominujący ale obecny i nie sposób pomylić go z niczym innym. Zapach piękny, nie drażniący a konsystencja w zależności od przeznaczenia albo ciężka oleista albo lekka płynna.
Jeśli kiedykolwiek będziecie w Kyoto to jest to pozycja obowiązkowa na liście do zobaczenia i doznania. Zapomnijcie o pamiątkach a za te pieniądze kupcie sos sojowy! Lokalizacja z pinezką na poniższej mapie.
Mam nadzieję, że będziecie mieli taką samą radość z oglądania poniższych zdjęć jaką ja miałem podczas ich robienia! :)