Annapurna sunrise

Dziennik z treku pod Annapurnę.

2.11
Ciężki pierwszy dzień ponieważ pobudka o 4:30, jazda 2:30 pociągiem do Zurychu a potem lot 5:30 do Abu Dhabi. Niby szwajcarskie koleje, niby Etihad ale niezależnie od warunków podróż męcząca bo długa.

Jutro wylot do Kathmandu mamy o 14:30 więc będzie chwila na zwiedzanie pustyni ;) czyli wypad do „miasta”. Pierwsze wrażenia na miejscu to dobre jedzenie i serwis zdecydowanie powyżej europejskiej przeciętnej. Ciekawostka, podstawowe prace nie są wykonywane przez Arabów tylko ludność napływową, podobnie zresztą było w Rzymie o czym nie napisałem ale to chyba znak, że świat się w tym kierunku zmienia.

3.11
Wczesna pobudka ale już nie o 4:30 tylko o 6, przepyszne śniadanko i kurs do miasta … i tu pierwszy problem ;) Powiedzieć taksówkarzowi, że chce się jechać do centrum to wywiezie człowieka pod największe centrum handlowe, które i tak było zamknięte. Na szczęście otwarta była kawiarnia z kawą prosto z Portugalii :D Po kawie zrobiliśmy krótki spacer na bulwar Corniche … 33C w cieniu.

W tym upale za długo jednak chodzić się nie dało więc uciekliśmy na chwileczkę do klimatyzowanego „centrum” ;) potem taksówka i przejazd pod meczet (Sheikh Zayed Grand Mosque) …. on na szczęście był otwarty.

Meczet jest spektakularny a biel jego ścian w słońcu razi w oczy. Ciężko było robić zdjęcia jednak nie ze względu na światło a ogrom budowli bo nawet obiektyw 17 mm nie obejmował jej w całości. Nie było jednak innej opcji bo mieliśmy za mało czasu więc szukanie lepszego spotu nie wchodziło w grę.

Ciekawostka: do meczetu co prawda wolno wejść z aparatem i statywem ale nie wolno wnosić obiektywu o ogniskowej 300 mm lub większej! Na security poproszono o wyjęcie obiektywu (zoom 70-200) i sprawdzali zakres ogniskowej. Nie pytali jednak czy mam telekonwerter … pytanie otwarte czy byliby w stanie rozpoznać go podczas prześwietlania.

Kathmandu.

Przylecieliśmy koło 8 wieczorem już trochę zmęczeni upałem a tu jeszcze na wejściu kolejka po wizę i to duża. Bardzo często blogi podróżnicze podaja niepełne bądź niezgodne z rzeczywistścią informacje, a szkoda bo te rzetelne są na wagę złota. Doczytaliśmy niestety błędnie o procedurze wizowej i straciliśmy dużo czasu dlatego podaje link do jedynego rzetelnego źródła. Jak załatwić wizę do Nepalu w sposób najprostszy? Maksymalnie 15 dni przed przylotem wypełniamy wniosek online (link powyższy), drukujemy potwierdzenie z kodem kreskowym, dołączamy zdjęcia a na lotnisku w Kathmandu stajemy do kolejki po opłatę, w której spokojnie wypełniamy “druk wjazdowy” który jest dostępny przy terminalach wizowych po wejściu do głównej hali. Oczywiście można wniosek wizowy wypełnić też elektronicznie na miejscu w takim terminalu 

Kathmandu e-visa terminal
Kathmandu e-visa terminal

ale wtedy (tak jak my) trzeba odstać w dwóch kolejkach gdzie ta do terminala idzie 5 razy wolniej niż ta do opłaty. Większość pasażerów samolotu Airbus 320-200 to byli turyści a przed nami lądował jeszcze jeden samolot :/ więc można mniej więcej wyobrazić sobie o jakim tłumie mowa.

Kathmandu e-visa terminal queue

Na koniec mamy jeszcze jedną kolejkę gdzie faktycznie wklejają wizę do paszportu i co prawda okienek jest więcej ale i tak trzeba trochę postać. Łącznie straciliśmy półtorej godziny.

Przed samym wyjściem z terminala po prawej stronie są dwa stoiska gdzie można kupić karty prepaid z internetem. Zdecydowałem się na Nepal Telecom bo z tego co przeczytałem mają najlepszy zasięg. Jak to będzie na trasie to się przekonamy. Dostępne są następujące pakiety:

  • 7gb 7 dni 600 NRP
  • 4,5gb 28 dni 800 NRP
  • 28 gb na 28 dni 1200 NRP

Przy kursie 1 USD = 114 NRP nie było się za bardzo nad czym zastanawiać ;) Jedyny minus to, to że wyłączona jest możliwość udostępniania internetu czyli w iPhone hotspot osobisty jest niedostępny! Tak btw nie wiedziałem, że to zależy od operatora.

Jutro zakupy i zdjęcia w Kathmandu.

4.11
Zacznę od tego, czego nie ma w przewodnikch i na blogach, które czytałem czyli informacji o zanieczyszczeniu powietrza. Wybieracie się do Kathmandu – maseczka obowiązkowa! Smog ma swój wkład ale też ruch jest bardzo duży, ulice bardzo wąskie a drogi momentami bite wiec kurz bywa monstrualny. 

Maseczka była pierwszym zakupem dziś rano. Jak już zacząłem temat zakupów to kilka słów o sprzęcie. Schodziliśmy dziś dużo sklepów i we wszystkich jest praktycznie to samo, różnią się jednak trochę cenami więc warto poszukać zważywszy na to, że nie kupujemy oryginałów. Co prawda napisy na odzieży są firmowe ale wszystko to generalnie North Fake. Mnie udało się dziś kupić zestaw, który planowałem czyli puchowy śpiwór (-10) i kurtkę łącznie za 80 USD. Cena oczywiście po negocjacji bo tu negocjować można każdą cenę (nawet w hotelu) bo każda jest z definicji podwyższona! Celowo napisałem można a nie trzeba bo jednak są momenty kiedy nawet nie myśle o negocjacji. Dziś kupowałem naszywki od starszego pana w sklepie/manufakturze o powierzchni 2mx2m … jedna naszywka 150 NRP. Co w tym przypadku negocjować i w ogóle po co? 

Bieda jaką widać w Kathmandu jest porażająca, przechodzi się koło otwartych „domów” i chcąc nie chcąc widzi co jest w środku. Nawet ciężko to do czegoś porównać a byłem w różnych miejscach w tym w Tajlandii i Kambodży ale czegoś takiego nie widziałem. Nie ma odniesienia, może slumsy. My narzekamy, że za czasów komuny była bieda, że ciężkie czasy … gówno wiemy o biedzie.

Ta sama ulica daje też street food … i tu jest problem bo o ile w Tajlandii nie miałem żadnych oporów przed jedzeniem na ulicy to tu nie jestem w stanie nawet o tym pomyśleć. Warunki życia przekładają się też na kuchnie uliczną i warunki w jakich jedzenie jest przygotowywane a te dla przeciętnego Europejczyka są nie do zaakceptowania ale już daruję sobie szczegółowy opis.

Kthmandu Street Food

Oczywiście są restauracje, pizzerie, kawiarnie typowo turystyczne i jedzenie jest jak najbardziej bezpieczne i smaczne.

Na koniec jedno odkrycie, przynajmniej dla mnie otóż herbata jest fenomenalna! Bije na głowę wszystko co próbowałem do tej pory i czysto subiektywnie nawet zieloną w Japonii. To jest jedna z pamiątek jakie przywiozę o ile oczywiście nie zgarną mnie za przemyt na granicy ;)

5.11
Udało się dziś w agencji „Top of the World Adventure” załatwić portera więc odpadnie noszenie 20kg na 4130 … ufff ;) Ceny w agencjach wahają się od 22 USD do 45 USD za dzień a to było tylko kilka agencji, które sprawdziliśmy. Warto poświecić chwile na poszukiwanie żeby nie przepłacić. Zobaczymy jak się sprawdzą.

Dziś był jeszcze plan żeby wyskoczyć na wieczorne zdjęcia do hinduistycznej świątyni Pashupatinath ale istniało spore ryzyko utknięcia w korku i stracenia w aucie godziny zamiast 20 minut. Wracając po treku do Kathmandu będę bliżej tej świątyni (walking distance) więc jeszcze nic straconego.

Musze się przyznać, że mam już dość Kathmandu i jego huku, kurzu, ruchu i chce w góry! Jutro lot do Pokhara a pojutrze zaczynamy trek!

6.11
Pokhara: widać góry, jest czym oddychać i jest cicho! 

Sam lot do Pokhara spokojny choć na terminalu krajowym w Kathmandu chaos jakiego nie widziałem ;) a podejście do bezpieczeństwa dość umowne – bramka dzwoni można iść … przeszedłem z telefonem w kieszeni :) Na bilecie wyraźnie było napisane, że trzeba być na lotnisku 2 godziny przed odlotem ale uznaliśmy, że to jednak przesada bo trzeba zjeść śniadanie a nie lecieć z pustym żołądkiem. Dotarliśmy więc na terminal 80 minut wcześniej … i załapaliśmy się na wcześniejszy lot :) 

Od startu do lądowania minęło ok 25 min i to był najkrótszy lot jaki miałem mimo to stewardesa zdążyła przejść po samolocie 4 razy podając cukierki, orzeszki, wodę mineralną i zebrać śmieci. Mistrzostwo! 

Czas na ostatnie zakupy czyli gaz do kuchenki i kijki.

Ciekawostki czyli tips and tricks.

  • Kurs wymiany USD jest zdecydowanie lepszy w Kathmandu więc warto kupić NRP przed przyjazdem do Pokhara. Oczywiście kurs wymiany też można negocjować,
  • Usługi prania (laundry service) w Pokhara są prawie na każdym rogu ale ceny są różne i tak średnio wychodzi ok 300 NRP za 1 kg. Warto jednak sprawdzić czy hotel/hostel nie ma takiej usługi wtedy za 1 kg płaci się np 100 NRP,
  • Jest kilka firmowych sklepów ze sprzętem ale ceny europejskie lub wyższe (!!!) wiec można sobie darować,

Czekamy na portera, miał się zjawić 6-6:30 … jest 7:20 i na razie go nie ma. 

Było trochę stresu ale jechał z Kathmandu i się spóźnił. Ta trasa zajmuje od 6-8 godzin w zależności od ruchu a teraz trwa festiwal więc Kathmandu jest przytkane i spodziewam się, że droga do Pokhara też. No to jednak jutro ruszamy ;) O 8:00 … jak nie będzie opóźnienia ;)

7.11
(Naya Pol – Tikhedungha)

Start o 8:05 ale porter przyjechał o 7:15 :) czyli na śniadanie a potem trzeba było się przepakować bo nie miał plecaka. Taksówka i w drogę. No i to była najgorsza droga po jakiej miałem okazje jechać … nie było nawet jak nakręcić filmu takie były wyboje. Auta 4×4 jechały wolno a my jechaliśmy małą osobówką i po prawie 2 godzinach męczarni dojechaliśmy do Naya Pol. Tam się wchodzi na szlak zatem weszliśmy i my. Pierwszy odcinek idzie się bitą drogą, po której jeżdżą autobusy i auta wzbijające tumany kurzu dopiero po dłuższej chwili droga rozdziela się od szlaku i wchodzi się na strome kamienne schody, które ciągną się aż do Ulleri. Te schody dają wycisk! Zobaczymy jak będzie jutro.

Z zasięgiem jest problem czyli o 4g czy LTE można na razie zapomnieć, telefon ledwo łapie Edge. W niektórych restauracjach było wifi oczywiście płatne ale kwota nie zabija bo opłata jest stała 100-150 NRP … aczkolwiek nie spodziewajcie się cudów, ledwo można otworzyć jakąś stronę www.

Wskakuje do śpiwora i spróbuje zasnąć choć na zewnątrz zaczęli grać i śpiewać … jutro pobudka o 6:15

(jest Edge)

8.11
(Tikhedungha – Ghorepani)

Doszliśmy do Ghorepani, było trochę schodów ale szlak prosty, cały czas T1. Teraz już nie nabieramy tak szybko wysokości ale jest sporo zejść i wyjść. W zasadzie o samym szlaku nie ma za bardzo co pisać, robi się natomiast coraz chłodniej i temperatura w nocy oscyluje już w okolicach 3C.

Z Ghorepani wychodzi się na Poon Hill podziwiać wschód słońca ale pobudka o 4:30 jakoś mnie nie przekonuje i w zamian idziemy dziś podziwiać zachód co ma ten plus, że będzie mniej ludzi. Mam nadzieję. Samo miasto spore jak na tutejsze standardy, ma bardzo dobrze zaopatrzone sklepy i jak na te warunki dobre hotele ale muszę tu doprecyzować.

Shop in Ghorepani

Hotele to bardziej nazwa bo bliżej im do schroniska. Proste łóżka, łazienki wspólne aczkolwiek zdążają się pokoje z łazienkami. Serwują tzw pełne wyżywienie czyli śniadanie, obiad i kolacje i jedzenie jest bardzo dobre. Hitem jak dla mnie są mo:mo czyli pierożki, makaron z warzywami i dal bhat a z napojów „ginger, lemon, honey” i “masala tea”.

Niektóre hotele jak pisałem wyżej mają pokoje z łazienkami i to jest luksus ale większość łazienek jest połączona z toaletą bez części prysznicowej, nie ma nawet kotarki czyli zalewamy całą łazienkę ;) W części hoteli woda ciepła jest podgrzewana wyłącznie solarami a w części jest ogrzewanie gazowe dzięki czemu ciepła woda jest cały czas … ale tylko w prysznicu bo w umywalkach jest zimna. Na hotelu zwykle jest reklama „hot shower 24h”. Oczywiście pokoje nie są ogrzewane, chyba że trafi się na taki, przez który przechodzi rura z kozy stojącej w jadalni, wtedy może być upał ;) Tyle o hotelach.

Kilka słów na koniec dnia o Poon Hill. To była jednak dobra decyzja żeby iść na zachód słońca, zdecydowanie mniej ludzi a widoki zachodu na szczytach Annapurny i Dhaulagiri niezapomniane. Podejście na Poon Hill trwa ok 45 min i jest w całości po schodach :/ a trzeba zrobić trochę pod górę bo szczyt jest na wysokości 3200. Na szczycie jest dużo miejsca, są ławki, jest taras widokowy na platformie więc można znaleźć sobie miejsce. Ja na taras nie wchodziłem bo zdjęcia robiłem ze statywu i istniało ryzyko, że jednak mogą powstawać drgania powodowane przez wchodzących i schodzących ludzi. 

Czekając do samego końca trzeba przewidzieć, że powrót będzie w całkowitych ciemnościach i zabrać ze sobą latarkę lub optymalnie czołówkę. 

 

Poon Hill
Poon Hill
Poon Hill
Poon Hill

(Ledwo 3G ew. Edge i następnego dnia znikł zasięg jakby ktoś wyjął wtyczkę na stacji bazowej)

9.11
(Ghorepani – Chuile)

Ciężka noc, źle mi się śpi a rano wstaje z bólem głowy. Zobaczymy jak będzie dalej a przede wszystkim wyżej.

Droga ciężka ale nie ze względu na trudności techniczne chyba, że zaliczymy do nich chodzenie po schodach. To w sumie mogła by być nowa kategoria na skali T „stair-trek”. 90% dzisiejszej trasy to schody a szliśmy trochę ponad 6 godzin. Smutne jednak, że przez cały dzień, nie licząc punktu widokowego, nie widać gór. Annapurna zniknęła. Jest za to dżungla a w oddali widać było nawet białe małpy ;)

Co do punktu widokowego to piszę o Deurali Pass i jest to alternatywa dla Poon Hill, szczególnie że wysokość podobna, nie ma opłat, nie ma ludzi a widok na masyw Dhaulaghiri jest dużo lepszy. Dla idących w kierunku Tadapani jest to opcja na wschód słońca bo punkt jest po drodze i nie trzeba się wracać ;) 

Deurali Pass view on Dhaulagiri
From the left: Poon Hill, Ghorepani and Dhaulagiri.

Jutro załamanie pogody. Prognoza na kolejne dwa dni to przelotne opady :/ Strategia jest taka, że wstajemy o 6, jemy śniadanie i znikamy do Chhomrong, żeby zdążyć przed opadami, które zapowiadają od ok 12. Będziemy bardzo wcześnie na kolejnym noclegu ale może unikniemy deszczu i złapiemy lepszy nocleg. Perspektywa schodzenia w dżungli po błocie nie wygląda optymistycznie.

Dzisiejszy nocleg w Chuile jest kiepski ale niestety musieliśmy zejść do kolejnej miejscowości bo w Tadapani nie było miejsc noclegowych. W agencji mówili, że porter będzie z trasy robił rezerwacje ale okazało się, że porter nie zna numerów do hoteli. Jedyna sensowna strategia w tym przypadku to puszczamy go przodem żeby wyprzedził wszystkich i znalazł jakiś rozsądny nocleg.

(ledwo Edge)

10.11
(Chuile – Chhomrong)

Spora cześć dzisiejszego szlaku to znów schody ale na szczęście to krótki odcinek bo tylko 3:30. Od jutra zaczynamy już nabierać wysokości i okaże się co na to organizm.

Chhomrong to spora wioska jest dużo hoteli więc nie było większego problemu ze znalezieniem pokoju z prysznicem i ciepłą wodą. Ale od jutra mogą zacząć się problemy bo miejscowości coraz mniejsze, hoteli coraz mniej a ludzi wciąż dużo. Znaleźliśmy listę hoteli z numerami telefonów na całej trasie ABC i będziemy rano dzwonić do Dobhan i próbować coś rezerwować.

W drodze do ABC, Chhomrong to pierwsza miejscowość gdzie nie ma już wody mineralnej w butelkach to po pierwsze a po drugie nie można już dalej zabrać ze sobą kartuszy z gazem! Trzeba je tu zostawić i odebrać w drodze powrotnej. Zdecydowaliśmy, że zostawimy trochę więcej rzeczy żeby odciążyć plecak bo jutro będzie ciężki dzień, czeka nas 6 godzin treku … i oby jak najmniej schodów :/

I znów się zmieniła prognoza pogody … jutro ma padać po 14 … mam nadzieje, że dojdziemy przed deszczem.

(3G dobry zasięg w Chhomrong)

11.11
(Chhomrong – Dobhan)

7:30
Poranek przepiękny, przywitała nas Annapurna oświetlona wschodzącym słońcem. Biorę to za dobry omen na dalszą cześć drogi a szczególnie na dziś bo będzie długi trek ;) … jakoś trzeba się motywować. Rano było 3C.

Pakujemy się znów biorąc pod uwagę popołudniowy deszcz.

Z ciekawostek trzeci raz w kolejnym hotelu zamawiamy płatki owsiane z owocami na śniadanie i trzeci raz są robione inaczej :) pierwszy raz były na mleku z cukrem, drugi raz na wodzie bez cukru a dziś poprosiłem żeby były na mleku więc do płatków zrobionych na wodzie dolano mleka ;)

14:15
Doszliśmy 15 min za Dobhan ale hotel kiepski („Destination ABC”), ledwo jest gdzie postawić plecaki w pokoju dwuosobowym a przejście między łóżkami jest w zasadzie szerokości nogi … Cindy Crawford ;)

Dzisiejszy trek dla odmiany w dżungli i w większości po schodach no i przez całą drogę nie widać było gór. Z jutrzejszym dniem mamy tak zwany zgryz czy zatrzymać się w Deurali po 4 godzinach treku czy uderzyć do MBC (kolejne 2 godziny) i spędzić noc na 3700. Jeśli pójdziemy do MBC to w zasadzie będzie to ostatnia noc na górze bo rano następnego dnia idziemy do ABC a potem odwrót aż do Bamboo. 

19:10
Sprawa się wyjaśniła. Jutro idziemy do MBC co powinno zająć ok 5 godzin, nocujemy i 13-go (…) idziemy do ABC. Prognoza nie jest dobra bo wczoraj w MBC było podobno -13. Niestety jaka jest pogoda dowiadujemy się od wracających ludzi, nie ma na miejscu żadnej informacji o warunkach jakie panują wyżej i jaka jest prognoza choćby na najbliższe dwa dni … co mówiąc otwarcie jest niebezpieczne. Niewiele trzeba żeby taka informacja trafiała do hoteli nawet codziennie bo warunki techniczne są … brakuje chyba woli :/ Wygląda na to, że tragedia z 2014 roku nie zmieniła za wiele w podejściu poza systemem rejestracji turystów …. resztę sami sobie dopowiedzcie.

(brak sieci komórkowej)

12.11
(Dobhan – MBC)

6:30
Dziś wczesne śniadanko bo ciężko było już zasnąć nad ranem, zimno w nocy jak cholera a śpiwór wilgotny. W takich warunkach wszystko zaczyna smakować nawet kawa rozpuszczalna z mlekiem ;) … bo jest gorąca! Dolewam lemon tea do bidona, idę się przepakować i w drogę. Może dopisze coś podczas lunchu a na pewno na koniec dnia przy kolacji.

10:15 Deurali (brak sieci komórkowej)
Wyszliśmy o 7:30 więc odcinek zrobiliśmy w 2:45 a nie w 4 jak było napisane na znakach … a idziemy wolno. Do MBC wg znaków mamy 2 – 2:30 ale mamy już zarezerwowany nocleg więc zero stresu. Zobaczymy ile się będzie szło bo mamy do zrobienia 500 w pionie i wychodzimy na 3700.

Przy okazji po drodze wyszło na jaw jak nas oszukała agencja, którą wynajęliśmy. Ale o tym na końcu. A wyszło bo naszemu porterowi zaczęły kończyć się pieniądze.

Po drodze spotkaliśmy grupę Polek, które wracały z ABC i wyjaśniło się jeszcze, że na MBC wcale nie było w nocy -13 tylko ok -5 co zasadniczo zmienia sytuacje.

13:45 MBC
Zimno.
Pierwszy odcinek i de facto przedostatni kiedy widać góry, co prawda od czasu do czasu za chmurami bo pogoda się zepsuła ale jednak! Trek bardzo wolny … na szczęście schodów praktycznie nie ma ;) Podejścia po drodze spokojne z kilkoma ostrzejszymi, w porównaniu z pierwszym i drugim dniem to luzik …. gdyby nie wysokość. Odpukać ale na razie nie mamy żadnych objawów AMS choć oddycha się minimalnie gorzej.

Jutro pobudka o 6 a o 6:30 wymarsz do ABC. Trasa obliczona jest na 1:30 – 2:00 godziny i spodziewam się, że będzie to raczej ta druga wartość. Ważne żeby dojść przed 10 bo potem pogoda może się zmienić.

Wszystko w chmurach, od czasu do czasu jakiś ostry kształt się między nimi pojawia ale jest za zimno żeby siedzieć na zewnątrz z aparatem i polować wiec czaję się przy szybie w restauracji.

17:30
Ledwo się zagrzałem a trzeba było wybiegać robić zdjęcia … ależ był zachód słońca na Machhapuchhare!

Machhapuchhare sunset

Pogoda zmienia się z minuty na minutę, chmury najpierw zasłaniają wszystko co wygląda jak mgła żeby za moment zniknąć i odsłonić piękno gór. Spektakl był niesamowity. Liczę, że jutro rano też zrobię kilka dobrych zdjęć.

(brak sieci komórkowej, wifi “nawet” działa)

13.11
(MBC-ABC-Dobhan)

ABC

17:10 

ABC

Nie żebym był zasadniczo przesądny no ale dziś jest 13’ty i tak jakoś się złożyło, że od rana Himalaje dały w dupę! Pobudka przed 6 bo mamy iść do ABC, wychodzę z pokoju a tu na zewnątrz śnieg. No nie zaraz po pas ale warstwa świeżego śniegu leży. Ok, luz i tak idziemy, nie ma litości. Niskie chmury wiszą nad MBC ale cały czas mam nadzieje, że się przejaśni jak wyjdziemy wyżej. Doszliśmy do ABC w czasie minimalnie dłuższym od zakładanego czyli 2:15 ale po drodze było bardzo ślisko. Nawet nasz porter zaliczył 3 ślizgi no ale szedł w tzw butach sportowych, w których zwykło się raczej grać w kosza. Oczywiście na górze nie przejaśniło się. Chwile posiedzieliśmy, wypiliśmy kawę rozpuszczalną z mlekiem plus jajecznica z dwoma tostami i zebraliśmy się w drogę powrotną. Najpierw MBC bo trzeba było się przepakować. Wychodzimy … zaczęło sypać. Delikatnie. Schodzimy coraz niżej a drobny śnieżek zamienił się najpierw w mżawkę, potem zaczęło kropić a jeszcze niżej zaczęło lać na przemian z drobnym gradem. Zeszliśmy do Dobhan przemoczeni i ubłoceni. Najgorsze jest to, że nie ma się jak ogrzać a przede wszystkim nie ma jak wysuszyć ubrań. Wszystko rano będzie w najlepszym razie wilgotne jak nie mokre.

Przystanek w Dobhan oznacza, że prawdopodobnie nie uda się zejść z dwoma noclegami bo mieliśmy zatrzymać się w Bamboo, które jest godzinę drogi stąd. Zobaczymy jak będzie jutro a przede wszystkim jaka będzie pogoda bo jak będzie dalej lało to mamy pewne jeszcze 2 noce w dżungli.

14.11
No i będą jeszcze dwie dodatkowe noce bo zeszliśmy do Chhomrong, złapałem sieć i okazało się, że dziś też może padać. Nie ryzykujemy, zostajemy zwłaszcza, że znaleźliśmy jak na te warunki super hotel :)

Cała trasa nie tak szybka jak się spodziewaliśmy bo z Dobhan do Chhomrong wyszło 5 godzin ale można było spokojnie jeszcze 2 godziny iść … gdyby nie ryzyko deszczu.

Spostrzeżenie z ostatnich kilku dni. Z Pokhara organizowane są loty śmigłowcem do ABC, nie wiem czy helikopter tam ląduje czy nie ale nie w tym rzecz. Zwykle w ciągu dnia kilka kursów się odbywa a jak nie ma lotów to może oznaczać, że pogoda na górze jest kiepska.

15.11
Dziś rano natura znów pokazała się z najpiękniejszej strony. Wschód Słońca nad Annapurna…

Annapurna sunrise

A jednak udało się zrobić trek bez dodatkowego noclegu ale tylko dlatego, że przejechaliśmy jeepem z Landruk do Pokhara. To było wyjątkowe doświadczenie, 3 godziny po dziurach, przez strumienie, nad przepaściami … ale lepiej jeepem niż na nogach. Koniec! Przynajmniej ABC. Jutro dzień odpoczynku wiec nawet odpuszczę pisanie, chyba że wydarzy się coś wyjątkowego a pojutrze wypad do świątyni i do wodospadów.

18.11
Pokhara, niektórzy mówią i piszą, że jest ładniejsza niż Kathmandu … no więc nie jest, niestety.

Pokhara
Pokhara

Jedyne czym się różni to niższy poziom zanieczyszczenia i zdecydowanie mniejszy ruch. Co do „atrakcji” turystycznych czyli Peace Pagoda, Davi’s Fall czy jaskinie … jedynie pagoda wg mnie jest warta odwiedzenia. Wodospad i jaskinie to kompletna strata czasu. 

Devi's Fall
Devi’s Fall

Wodospad jest okratowany w taki sposób, że nie sposób zobaczyć całości. Ledwo nawet widać fragmenty a przy tłumie jaki tam jest ciężko nawet myśleć o jakichś sensownych zdjęciach. Wszyscy robią sobie selfie na tle krat :)

19.11
Kathmandu.
Udało się dotrzeć do świątyni Pashupatinath (lokalizacja). Jedna z najważniejszych jeśli nie najważniejsza świątynia hinduizmu w Nepalu jest miejscem, które warto odwiedzić ale wieczorem kiedy palone są ogniska nad rzeką. Ceremonia zaczyna się o 18 ale ogniska zapalane są dużo wcześniej więc warto być zaraz po otwarciu świątyni czyli po 17. W Listopadzie zachód słońca jest ok 17:20 więc z fotograficznego punktu widzenia to najlepszy moment na zdjęcia.

Świątynia otwarta jest codziennie w godzinach 7-10 i wtedy przeprowadzane są kremacje lub po 17. Wstęp dla turystów kosztuje 1.000 NRP.

Na tym w zasadzie kończymy zwiedzanie i całą wyprawę, jeszcze ostatnie zakupy na Thamel przed wylotem w tym plecak herbaty, pakowanie i 21.11 po południu wylot do Zurychu.

Na koniec dla tych co dotrwali aż tutaj jeszcze kilka zdjęć z Kathmandu ;)