Dolina Mozeli

Dolina Mozeli

Bardzo krótko bo nie mam jednak weny do pisania na razie. Przepiękne miejsce – krajobrazowa rewelacja! Mozela płynie wolno i dostojnie w zielonej jeszcze o tej porze roku dolinie. Zieleń lasów, winnic, łąk, prawie golfowych trawników przy malowniczo położonych domach. Rzeka przelewa się przez centra miast, jakby uznała, że trzeba zakłócić spokojne życie ale miasta się nie poddały, złączyły się ponownie mostami, spięły linami po których suną promy. Nikt tego spokoju nie zakłóci, wino jest cudowne, jedzenie świetne, ludzie sympatyczni. To jednak nie utopia, choć szkoda, bo na parkingach można zobaczyć wszystkie typy camper’ów wyprodukowanych przez każdego producenta na świecie, pływające po rzece barki-hotele, które nie mieszczą się w kadrze szerokokątnego obiektywu czy w końcu brak możliwości płacenia kartą nawet w restauracjach. Nic jednak nie zmąci ani pięknej rzeki ani rewelacyjnego białego riesling’a! Polecam z całego serca szczególnie późną jesienią!

Moselle valley

back

Kungsleden II

Kungsleden II

Znów Abisko – Nikkaluokta …

21.08 Narvik

9:15

Zaczynam … 9:45 ma być autobus do Szwecji (kierunek Kiruna airport) przez Abisko ale na dworcu nie ma żadnych informacji, żadnego rozkładu jazdy a w centrum handlowym zero wifi wiec pozostaje wierzyć, że rozkład internetowy się potwierdzi. W Abisko powinienem być ok 11:20, kupię butle z gazem, środek na komary, może coś zjem i ruszam.

Bus terminal Narvik
Bus terminal Narvik

Autobus przyjechał i jestem jedynym pasażerem 🙂

11:10

Drobne zakupy w Abisko czyli gaz, środek na komary i mapa dalszej części szlaku poza Singi bo jak pisałem wcześniej nie skręcam do Nikkaluokta.

Kungsleden
Kungsleden

11:30

Ruszam.

14:45

Doszedłem! 🤣

No dobra, nie będzie to tak wyglądało, napiszę więcej choć w sumie trochę będę się powtarzał przez kilka dni. Zła wiadomość jest taka, że bateria w telefonie zaczyna szwankować :/ trzeba będzie przejść w tryb radykalnego oszczędzania i wyłączać telefon choć liczyłem na Eivor, że dotrzyma mi towarzystwa po drodze 😉

Trasa bez niespodzianek, to samo co dwa lata temu 🙂 komary natomiast są. W związku z tym, że wiało, nie dokuczały po drodze ale za to w schronisku już się opędzam czekając jak one na obiadokolacje. Dziś kurczak pięciu smaków! Zaraz zjem i wyskoczę na zdjęcia …

W sumie doszedłem przed czasem a tak w ogóle to zacząłem dzień wcześniej bo miałem przespać się w Abisko i ruszyć jutro ale pogoda była dobra więc jakoś tak nogi same poniosły. Teraz mam 3 nie 2  dni zapasu wiec jak nie utknę na dłużej w którymś schronisku to rozłożę podróż do Narviku na 3 dni i przenocuje w Gällivare. Jak znajdę nocleg 😉

17:57

Zimno się robi co przy silnym wietrze potęguje odczucie … no i ciężko zdjęcia ze statywu robić, wszystko się trzęsie. Pogoda zmienia się co 10-15 min, raz ciężkie chmury a za chwile słońce … choć był moment, akurat jak wyszedłem, że czekałem długo aż wyjdzie zza chmur jednak natura kazała mi uzbroić się w cierpliwość. Nie dziś to jutro czyli koniec sesji, jeszcze herbatka, posłucham chwilkę jakiś chill i przepakuje się na jutro.

22.08

6:30

Za oknem pochmurno ale nie pada! Wg prognozy pogoda powinna być taka jak wczorajsza czyli pochmurno, wiatr ale bez opadów … perfekcyjnie na trek a szczególnie na 22km! Czas na poranną zupkę czyli krem grzybowy i o 8 trzeba będzie ruszyć bo dzisiejszy najdłuższy odcinek to ok 8 godzin a trzeba będzie zatrzymać się na obiad i oczywiście zdjęcia 🙂

14:00

Wyszedłem o 7:30 i po ok 6 godzinach doszedłem do Alesjaure. Ciężki dzień bo przez połowę trasy na zmianę był deszcz i mżawka :/ mało zdjęć mam z drogi ale dzień jeszcze się nie skończył więc może coś ustrzelę do wieczora. Teraz czas na gulaszową, potem kawa i idę do sklepiku po jakiś baton z dużą ilością czekolady!!!! Sprawdzę przy okazji pogodę na jutro.

Na razie za oknem leje jak z cebra… dobrze, że doszedłem wcześniej!

16:40

Pogoda zmienia się tutaj fenomenalnie szybko, to co u nas trwa pół dnia czy nawet cały tu trwa pół godziny … zaświeciło słońce, pojawiły się kolory, ożył krajobraz! 

Komary za to nie dają żyć … chmary przylatują jak tylko się stanie na moment w jednym miejscu. Ciekawostka natomiast jest taka, że ukąszenie nie swędzi … w każdym razie nie mnie i bąbel znikł po godzinie. Teraz zaczynam im zazdrościć nawet komarów 😳😬

Batonów z czekoladą co prawda nie było ale były orzeszki i jest napój gazowany o smaku pomarańczowym w pomarańczowej puszce 😂 

Jeszcze nie wiem jaki jest plan na jutro, zależy od pogody, jak będzie zła prognoza to możliwe, że osiądę tu na jeden dzień dłużej. Następny odcinek to 4 godziny wiec na spokojnie zdecyduję rano do 9-10.

18:36

Jest aktualizacja prognozy pogody i sytuacja na jutro wyglada tak, że do południa nie powinno padać a nawet mają być przejaśnienia ale potem spodziewana jest zmiana i możliwe są lekkie opady … chyba jednak wyjdę przed 8 żeby przejść bez pośpiechu i mieć czas na szukanie tematów do zdjęć. 

Czas na herbatę bio, którą kupiłem w Abisko, a która okazała się wyjątkowo dobra jak na tzw maczankę. Na dziś już mówię dobranoc, jeszcze posłucham jakiegoś chilloutu … żałuje natomiast, że nie zabrałem choć małej książki :/ Next time … 🤭

19:26

No jeszcze jednak nie dobranoc … znów poszedłem z aparatem i tak to się skończyło.

Teraz dobranoc! 😉

23.08

6:26

Pogoda za oknem taka jak prognozowana! Lekkie zachmurzenie i wychodzi słońce! Dziś aparat na czas treku nie będzie w plecaku, będzie co robić! Teraz szybkie śniadanko w postaci zupki, pakowanie i w drogę, powinno się udać wyjść o 7:30 czyli za godzinkę. 

12:15

Ostatecznie wyszedłem o 7:05 i po prawie 5 godzinach doszedłem do kolejnego schroniska czyli Tjaktja. Bardzo leniwy odcinek ale pogoda była rewelacyjna i nie byłem w stanie się spieszyć. Co kawałek stawałem strzelić jedno czy dwa zdjęcia i raz na dłużej przy rzece. 

Idę sobie więc tym szlakiem leniwie, słucham Redshift aż tu nagle słyszę szum a za moment ryk silników … dwa Saaby na niskiej wysokości przeleciały wzdłuż doliny … aż mi ciarki po plecach przeszły … ależ to był widok. Za moment słyszę znów 🙂 … tym razem zdążyłem wyjąc telefon i ich nagrałem! A 2 minuty potem trzecia para 🙂 Widok rewelacyjny! Co jakiś czas takie akcje są w Alpach w Szwajcarii ale tu się nie spodziewałem 🙂

Czas na kawę, odpoczynek i za godzinkę lub dwie na kolejną sesję zdjęciową!

Prognoza na jutro jest i wygląda super! 😁 Jeśli tylko Nallo nie jest np zasypane śniegiem i trail nie jest alpejski to idę! Może później będzie update i będzie również prognoza na pojutrze. 

Jutro Nallo! Co prawda szlak nie jest długi ale wg obsługi schroniska trochę kamienisty i przejście zajmuje ok 4 godzin tak więc wyjścia nie ma zważywszy, że chyba wszyscy idą głównym szlakiem. Może się okazać że będę tam sam 🙂

W Tjaktia jestem po 50km więc jeszcze nie w połowie … połowa stuknie za dwa dni.

Przyszedł update pogody … pojutrze syf, ma lać od rana więc z dużym prawdopodobieństwem zakładam, że w Nallo zostanę dwie noce czyli spędzę tam niedzielę.

Właśnie wróciłem ze zdjęć – udany połów ale też miejsce jest spektakularne więc zdjęcia robią się same 😉

Dziś na kolacje owsianka z jagodami a po kolacji być może kolejna sesja jak pojawią się kolorki a nie będzie pochmurno.

Kolejnej sesji już niestety nie będzie ale jutro tez jest dzień a liczę bardzo na piękne widoki w Nallo!

24.08

6:45

Dzień dobry! Dziś na śniadanie jajecznica po meksykańsku a w międzyczasie zerknę za okno jaka sytuacja … o 5 rano obudził mnie deszcz tłukący w dach schroniska … teraz się przejaśnia. Od 8 ma być ładnie i wszystko wskazuje na to że będzie, już gdzieniegdzie widać żółte i pomarańczowe kolory w chmurach a momentami nawet jakiś błękitny fragmencik. 

Zakładam, że wyjdę między 8 a 9, może jeszcze jakieś zdjęcia tu zrobię ale generalnie nigdzie mi się nie spieszy a w Nallo nie spodziewam się tłumów więc wczesne wyjście żeby zająć dobrą pryczę nie jest konieczne.

15:04

Doszedłem do Nallo po 5 godzinach co i tak było „pretty fast” jak dowiedziałem się na miejscu! Szlak można opisać dwoma słowami: przepiękny koszmar! Same kamienie, ogromne, duże, małe i po tym trzeba wyjść na przełęcz co może jeszcze ujdzie ale z drugiej strony trzeba zejść po dość stromym stoku pokrytym takim gołoborzem. Jak usłyszałem w schronisku, ludzie schodzą tamtędy tyłem! Szkoda, że tej informacji nie było w Tjaktja bo bym nie poszedł. O ile główny szlak Kungsleden można bez najmniejszego problemu zrobić w trailrunner’ach o tyle ten fragment absolutnie nie! To jest szlak alpejski i na niektórych fragmentach można by spokojnie założyć liny asekuracyjne. Szło się cholernie trudno i bardzo trzeba było uważać na każdy stawiany krok. Do tego jeszcze 20kg na plecach i nie ma oznaczonego szlaku! Tak, tak! Są co jakiś czas piramidki z kamieni ale w morzu kamieni ciężko je dostrzec. To jest kompletnie dziki teren, przepiękny ale trzeba zachować dużą ostrożność! Zaznaczam ten odcinek jako bardzo trudny! Realnie trzeba przewidzieć ok 6 godzin na przejście.

Zostałem w schronisku przywitany pyszną kawą … super miłe!

Jutro być może Salka ale to się okaże rano bo tu nawet radio nie dociera i praktycznie nie działa telefon satelitarny więc o prognozie pogody można zapomnieć! W Tjaktja podawali na jutro duże zachmurzenie więc jeśli tylko nie będzie padać lub choć będzie padać mało to ubieram pelerynę i idę do Salka bo kompletnie nie wiem co będzie pojutrze.

Brak komunikacji oznacza dodatkowo, że płaci się tu wyłącznie gotówką.

Odpoczywam i wyrównuje poziom adrenaliny w organizmie. Może potem jeszcze coś napisze.

18:11

Przeszedłem się na sesje zdjęciową ale już nic dziś nie pisze, jestem wykończony, posłucham chilloutu i poczekam na noc. Do jutra!

25.08

6:48

Pierwszy widok dziś rano to krople deszczu na szybie schroniska. Chłodno się zrobiło w środku. Nie wiem jednak czy odczucie chłodu jest spowodowane spadkiem temperatury czy samym widokiem za oknem. Prędzej czy później trzeba to będzie sprawdzić ale jeszcze nie teraz. Za chwilę śniadanko i poczekam do 10, może przestanie lać a zacznie tylko padać lub nawet kropić … jak nie to przeczekam chyba jeden dzień. Mam 3 w zapasie.

8:11

Z krótkimi przerwami ale leje, są momenty, że niebo jaśnieje ale za moment nadciąga ciemność, zasadza się na okolicznych szczytach i płacze. Taki ten dzień dziś będzie. Ja jednak dziś w płaczu nie idę, płacz przeczekam … brakuje natomiast bardzo książki. Poczytałbym cokolwiek ale w schroniskach nie było nic albo są pozycje wyłącznie po szwedzku. Przeglądnąłem kilka magazynów.

Branie ipada mija się jednak z celem bo bateria by nie wytrzymała. Dobrym rozwiązaniem jest jakiś e-book reader, w którym zużycie prądu jest małe i bateria wytrzymuje nie dni a tygodnie. Ciekawe czy mają opcje pisania? Muszę zgłębić temat bo zaintrygowałem sam siebie 😉

Chmury wlewają się do doliny każdą przełęczą.

17:23

Cały dzień tak wyglądał, raz padało, raz lało, różni ludzie się przewinęli ale wszyscy wyglądali tak samo czyli byli przemoczeni. Weszli, zjedli, zagadali, powiesili ciuchy na sznurku nad kozą na moment chyba tylko po to żeby poczuć się lepiej od samego faktu, że wisiały w ciepłym pomieszczeniu. Ale w takich warunkach jak dziś wszystko co poprawia samopoczucie choć minimalnie jest bezcenne. 

Jutro start leniwie po śniadaniu, bez pośpiechu, mam ok 4 godzin, „trochę” kamieni i przeprawę przez rzekę bez mostu. Mam nadzieje, że po całodniowych opadach nurt nie będzie zbyt silny.

26.08

6:55

Kolejny dzień syfu ale dziś już muszę ruszyć bo tu nie wysiedzę. W nocy obudził mnie potężny wiatr, aż schronisko trzeszczało … współczułem tylko tym co w namiotach na zewnątrz. Lało i dalej leje. Nie wiadomo jaka prognoza więc siedzenie nie ma sensu. Plus jest taki, że do przekraczania rzeki nie będę musiał zdejmować butów … minus taki, że po takich deszczach nie wiem jaki będzie jej poziom. Plan jest żeby wyjść przed 9 i mieć więcej czasu w Salka na suszenie bo to na pewno mnie czeka mimo peleryny.

Odezwę się już z następnego schroniska … na zdjęcia dziś nie liczę. 

12:21

Ostatecznie wyszedłem o 8:05, był nawet moment, pewnie na zachętę, że nie padało … ale to był tylko moment bo potem padało na zmianę z mżawką a do tego wiał silny wiatr. Aparat był głęboko schowany, zrobiłem tylko dwie panoramki telefonem.

Dolina piękna, warto by było tam wrócić ale tym razem zrobić odcinek Vista-Nallo-Salka, przy pięknej pogodzie widoki są tam spektakularne!

Rzeka okazała się nie tak bardzo głęboka, przejście nie stanowi problemu ale z następnymi już tak prosto nie było. Strumyki po tych deszczach dość sporo rozlały i po pierwsze nie było opcji przejść suchą stopą a po drugie kamienie były bardzo śliskie i trzeba było bardzo uważać. 

Dojście do schroniska Salka od Nallo jest utrudnione bo jeden most zmyło na wiosnę, trzeba zejść niżej do drugiego po podmokłej łące … tak piszę jakby komuś udało się przejść do tego momentu w deszczu w suchych butach to na koniec i tak je zamoczy 😉 Nie ma opcji!

Chyba zaczyna mnie ząb boleć i to będzie masakra bo mam jeszcze 5 dni do cywilizacji. Jak się sytuacja jutro nie wyjaśni to będę musiał zejść do Nikkaluokta i szukać pomocy w Kirunie :/ F….!!!

Nic już dziś chyba nie napiszę. Usiłuje się zagrzać i biorę mocny ibuprofen.

Jeszcze na koniec. Pogoda jutro ma być kiepska, niestety od rana zapowiadają deszcz, co prawda mniejszy niż dziś ale jednak no i oczywiście duże zachmurzenie.

W Singi dowiem się co pojutrze.

27.08

Pobudka 4:25 … gość chrapał i było po spaniu. Jestem już na śniadaniu jest 5:55. Ząb się też obudził i niestety czuje drania, nie cały czas ale bardziej jak dotknę. Muszę się chyba ewakuować bo jeśli to stan zapalny to może być tylko gorzej. Dziś gdyby udało się zrobić dwa kawałki od razu do Kebnekeise to byłoby super ale to zależy od pogody i kondycji. Wyjdę wcześniej i zobaczę w Singi. Do Nikkaluokta miałbym jutro 19 km i autobus do Kiruny ok 16 o ile dobrze pamiętam. Zrzucę plecak i szukam dentysty … jestem wściekły. Mam nadzieje, że jakiś będzie otwarty :/ Trzeci raz ten sam ząb!!!

Singi

Dotarłem po 3 godzinach … ząb się nie odzywa. Przeczekam jednak tu do jutra i zobaczymy, może udało się zdusić zapalenie🤞

Na razie pranie, obiad a potem pomyśle o zdjęciach. Pogoda na dziś i jutro dobra czyli zero opadów nawet rano ma być  słońce i 19C w ciągu dnia. Upał.

Optymistycznie!

Oby ten ząb się uspokoił chociaż na tydzień a potem wyrwę chwasta.

Siedzę w pokoju z tymi samymi ludźmi więc jest spora szansa, że wstanę wcześnie :/ i zobaczymy co dalej. To jest jedyne miejsce gdzie mogę skrócić drogę o jeden dzień … jeśli wybiorę jutro kierunek południowy czyli planowany to mam jeszcze 4 dni do cywilizacji: 3 dni treku i pół dnia na przejazd autobusem do Gellivare. Mam 9 proszków czyli po 2 na dzień i jeden na autobus. Gdyby było tak jak jest teraz to spokojnie dam radę ale nie da się tego przewidzieć!

28.08

Zwijam się! Nic nie poradzę, boli i raczej nie ma zamiaru przestać :/ … do najbliższej pomocy jak dobrze pójdzie to dwa dni. Jakoś trzeba przetrwać! 🤞 Na razie się odłączam i resztę dopisze po powrocie!

I tak się trek niestety skończył. Rano w Nikkaluokta ząb jakby nigdy nic przestał boleć i do tej pory czyli do 8.09 jest spokój … pech i nic nie poradzę.

Z Kebnekaise wybiegłem bardzo wcześnie rano żeby zdążyć na poranny autobus o 11:55. Trek długości 19km zajął 3:45 praktycznie bez przystanków jednak ten poranny pośpiech okupiłem tym, że zostawiłem mój ulubiony polar w schronisku. Napisałem maila do STF w tym samym dniu wieczorem i ostatecznie polar się znalazł ale przesyłka do Polski będzie kosztować ok 150 zł 😉

Odwiedziłem szpital w Kirunie, który jak się okazało nie przyjmował już pacjentów po 15:00 (!!!), musiałem umówić się więc na poranną wizytę 29.08. Prześwietlenie potwierdziło, że mógł być stan zapalny, który prawdopodobnie udało się zatrzymać farmakologicznie. Wiem, dużo tych trybów przypuszczających ale na ten moment nie było innej opcji na diagnozę … miałem jeszcze 5 dni przed sobą i metoda inwazyjna nie wchodziła w grę. 

Plany trzeba było zatem zmienić mówiąc kolokwialnie w locie. Ewakuowałem się z Kiruny do Narvik tego samego dnia licząc, że będąc tuż przy Lofotach uda się je zobaczyć. Nic bardziej mylnego. Pierwszy problem to zakwaterowanie (hotel) w Narvik, przez który byłem uwiązany lokalizacyjnie. Drugi problem to komunikacja pomiędzy Narvikiem a Lofotami, które są „dość” rozciągnięte a najciekawsze krajobrazowo miejsca leżą na południu. Z Narviku jedzie jeden autobus dziennie do miejscowości A a przejechanie ok 370 km zajmuje mu prawie 8 godzin (osiem!). Nie ma pociągu i nie ma komunikacji wodnej! Byłem trochę zdesperowany, bo to jednak tylko 370 km i spokojnie można przejechać tam i z powrotem autem w jeden dzień. Udałem się zatem do wypożyczalni samochodów gdzie okazało się, że jest dostępny tylko jeden samochód za 3.000 NOK/dzień co przy obecnym kursie daje ok 1.300 zł. Nie byłem aż tak zdesperowany więc Lofotów tym razem nie zwiedziłem … 🙁 Zwiedziłem natomiast sam Narvik dość dokładnie i stwierdzam, że mając trzy dni można zobaczyć wszystko co ma do zaoferowania. Przeszedłem miasto wzdłuż i wszerz, przejechałem się kolejką linową, zobaczyłem sztuczny gejzer, którego miało już nie być (!!), psa wyglądającego jak owca, ogromny most rozpięty nad fiordem i piękne wybrzeże kilka km od Narviku.

Z tym gejzerem to też ciekawa historia. Otóż nad Narvikiem jest mała elektrownia wodna Taraldsvik, która w lecie (1.07 – 31.08) regularnie dwa razy dziennie o 13:00 i 21:00 w dość spektakularny sposób pokazuje jakie ciśnienie napędza turbiny. Gejzer, który widać na zdjęciu ma wysokość ok 75 metrów czyli mniej więcej połowę tego co „Jet d’eau” w Genewie. 

Schodząc ze szczytu, na który wyjechałem gondolką postanowiłem podejść pod „gejzer” na 13:00 żeby zrobić zdjęcia. Niestety chodzę za szybko bo byłem na miejscu 40 minut przed czasem … jak się jednak okazało dopiero na miejscu a jak już napisałem wcześniej gejzer jest czynny do 31.08 … ja wycieczkę uskuteczniłem 1.09 … Pomyślałem, trudno, trzeba zejść, nie ma co czekać do Lipca. Schodząc zauważyłem między budynkami, że jednak gejzer odpalili. Pierwsze zdjęcie zrobiłem na wszelki wypadek telefonem bo nie wiedziałem ile ten pokaz trwa ale zdążyłem wyciągnąć na chodniku aparat i podpiąć 200 mm. Wyrzut trwa ok 5 minut więc „kilka” zdjęć udało się zrobić 🙂

Na koniec jeden komentarz, na co zwracałem uwagę wcześniej, komunikacja autobusowa jest marna w sensie częstotliwości a do tego na przystankach, na których byłem, nie było rozkładów jazdy. Na szczęście jest aplikacja „177Nordland”, w której są dostępne rozkłady wszystkich środków komunikacji publicznej … jednak nie działa offline co oznacza, że trzeba sprawdzać rozkłady w zasięgu wifi, jeśli nie ma się lokalnej karty, i ew robić screen’y. Ceny biletów autobusowych są dużo wyższe w autobusie niż kupowane online. Dla przykładu cena biletu kupionego online z lotniska w Narviku do Narviku (trzeba objechać fiord) to 178 NOK a w autobusie 280 NOK.

Dodatkowo ceny biletów różnią się między liniami na tej samej trasie, na tym samym odcinku i np bilet autobusowy na lokalnej linii między Narvik a Bjerkvik kosztuje 52 NOK ale w autobusie pospiesznym już 90 NOK. Jadąc budżetowo do Norwegii należy niestety zwracać uwagę na takie drobiazgi.


Jeśli dotrwaliście do końca to oczywiście zachęcam do przeczytania pozostałych wpisów ze szlaku a szczególnie do zakupu albumu w formie ebooka, który jest podsumowaniem fotograficznym czterech wypraw. Zebrałem w nim najlepsze zdjęcia, których tu na blogu nie ma! Jest kilka w moim portfolio na stronie tomaszsusul.pl ale też nie wszystkie. Wystarczy kliknąć na poniższe zdjęcie aby trafić do Apple Books.

back

Kungsleden II (plan wyprawy)

Kungsleden II (plan wyprawy)

Kończąc poprzednią wyprawę wiedziałem, że tam wrócę i tak też się stanie w Sierpniu ale tym razem jednak solo i nie autem. Program jest następujący:

  • 20.08 przelot Samolotem do Narviku,
  • 21.08 przejazd porannym autobusem do Abisko i jak pogoda pozwoli to od razu w szlak bo do pierwszego schroniska jest ok 4 godzin,
  • między 30.08 a 1.09 powinienem być w Vakkotavare ale znów zależy od pogody i plenerów zdjęciowych,
  • przejazd autobusami z Vakkotavare do Narvik przez Kiruna zajmie dwa dni i 4.09 powrót do kraju porannym samolotem.

Bilety lotnicze już mam więc daty graniczne się nie zmieniają. 

Kungsleden

Orientacyjna mapa obok pokazuje kolejne schroniska czyli: Abiskojaure, Alesjaure, Tjaktja, Nallo, Salka, Singi, Kaitumjaure, Teusajaure i Vakkotavare. Całość to ok 120 km. Różnica w stosunku do ostatniego treku jest taka, że nie skręcam do Kebnekaise tylko napieram na południe czyli w część, w której jeszcze nie byłem. Tym razem bez namiotu tylko od schroniska do schroniska, dzięki czemu plecak będzie odrobinę lżejszy i w razie kiepskiej pogody będzie można się wyspać na sucho 😉

Tak to wygląda w skrócie. Oczywiście jak poprzednio będzie dziennik z wyprawy i sądzę, że sporo zdjęć. Na całym szlaku nie ma zasięgu komórkowego ani wifi w schroniskach więc od 21.08 zniknę z eteru i pojawię się dopiero ok 2.09 na noclegu w Kirunie.

Może tym razem uda się sfotografować zorzę … 

back

Kungsleden I: Abisko – Nikkaluokta

Kungsleden I: Abisko – Nikkaluokta

Dziennik z wyprawy … lekko edytowany 😉

Statystyka wyprawy: 6.020 km przejechane autem i 105 km na nogach.

12.09

Poranek przywitał nas ulewnym deszczem a dzień uznał, że pokaże nam po drodze wszystkie jego rodzaje tak więc lało, kropiło, mżyło … przez kolejne 950 km. Kraków i Częstochowa zafundowały nam jeszcze korki ale one klasycznie pojawiają się w trakcie lub po deszczu. Nie udało się dojechać do planowanego miejsca noclegowego na Litwie bo było już bardzo późno a rozpakowywanie auta w ciemności i rozstawianie namiotów w ulewie po długiej drodze jakoś nikomu się nie uśmiechało. Wpadliśmy wiec do Peneryves (Poniewierz) i zaparkowaliśmy w jednym z hoteli.

Jedna obserwacja: jeśli nie musisz jechać w nocy i przy okazji w deszczu przez Litwę, nie jedź! Drogi są kompletnie nieoświetlone, pasy na drodze są niewidoczne, nawet w miastach, nie ma nic przy drogach, nawet domów. Jedyne punkty orientacyjne to ledwo odblaskowe słupki i auta jadące z przeciwka. Jest kiepsko! Na szczęście nie będziemy tamtędy wracać 😉 Trzeba oddać jednak Litwie, że krajobrazowo jest piękna … a że jest blisko chyba trzeba będzie tam wrócić z aparatem. Nie wiem tylko kiedy.

13.09

Wczesna pobudka i kierunek Tallin! Dziś pogoda była kapitalna, 15C, lekki wiaterek i odrobinę pochmurne niebo … choć pokropiło po drodze … przez minutę 😉 Zdążyliśmy na wcześniejszy prom, co prawda innej linii niż zakładał plan ale bilety były tańsze więc wygraliśmy podwójnie! Ruch mały, żadnych korków, promy pływają co chwilę, zero problemu. Przed wyjazdem pisałem do jednej linii i sugerowali rezerwację biletu – absolutnie nie ma takiej potrzeby. Gdybym to zrobił musielibyśmy czekać prawie dwie godziny.

Jedyny minus w trakcie tej podróży to brak czasu na poszukiwania tematów zdjęciowych … ale liczę, że Kungsleden i Laponia dostarczą nam ich wystarczająco dużo!

14.09

Poprzedni dzień prędko się nie skończył … postanowiliśmy pojechać do oporu czyli ile wytrzymamy. Ze zmianami udało się do 2:30 ale to kosztowało nas nocleg w aucie. Że wstaliśmy połamani nikomu tłumaczyć nie muszę. Ruszyliśmy w dalszą drogę zaraz po 6:00.

Jazda przez Finlandię była wyjątkowa z dwóch powodów. Po pierwsze większość drogi jechaliśmy przez lasy mijając co jakiś czas malownicze polany i jeziora. Rzadko pojawiały się jakiekolwiek zabudowania a o miejscach noclegowych już nie ma nawet co wspominać. Jeśli jednak jakimś cudem traficie na hotel to zameldujcie się do niego przed 20:00 bo potem wszystko jest zamykane na przysłowiowe cztery spusty. My szukając otwartego hotelu koło 3 nad ranem nie mieliśmy najmniejszych szans.

Do Kiruny dojechaliśmy wcześnie więc bez najmniejszych problemów zdążyliśmy na autobus do Abisko. Przy stacji turystycznej STF w Kirunie jest darmowy parking gdzie można zostawić auto.

Z ciekawostek bo tego nigdzie nie doczytałem, za autobus z Kiruny do Abisko płaci się u kierowcy _wyłącznie kartą_ i żadnej innej opcji zakupu biletu nie ma na tej linii (91). Cena biletu 188 SEK.

15.09 (Abisko – Abiskojaure)

Ciężka noc w Abisko. Mało snu. Pole namiotowe jest tuż obok drogi i torów kolejowych, w nocy przejechało kilka pociągów towarowych. Zimno. Nad ranem było ok 3C. Do tego wszystkiego ptaki stukały w namiot.

Wystartowaliśmy o 8:30 Trzeba było dotrzeć do Abiskojuare przed 14:00 bo Norwegowie zapowiadali deszcz. I deszcz się przed 14 pojawił!

Sama trasa jest łatwa z jednym ale. Gdybym miał ją oceniać wg klasyfikacji T to bym dał jedynkę, droga prosta, ścieżki oznaczone, żadnego wspinania ale … idziemy z dużym plecakiem. Mój ważył na starcie 21kg z czego sam sprzęt foto ok 5kg. Jak do tego dodamy pogodę to mamy przepis na challenging trek. Pogoda potrafi zaorać motywacje. Mimo tego udało się zrobić odcinek w zaplanowanym czasie czyli 4 godziny. Jutro start wolniejszy bo idziemy tylko polowe z 21 km odcinka, taki w każdym razie jest plan a jak wyjdzie to się okaże. Kończymy dzień w kuchni schroniska, jedynym w miarę ciepłym miejscu w okolicy grając 148-ą partie w remika i tzw kątem ucha słuchając opowieści innych ludzi przewijających się przez kuchnie.

16.09 (Abiskojaure – Alesjaure)

  • 6:45

Noce są ciężkie ze względu na zimno a nawet nie ma przymrozków. Budzę się zwykle przed 6, chłopaki jeszcze śpią. Czas na śniadanko czyli zupkę liofilizowaną i kubek herbaty a potem do pracy czyli czas na zdjęcia 😉 Za oknem krajobraz od wczoraj odrobinę się zmienił, szczyty pobliskich gór pokrył śnieg a sam jego widok potęguje odczuwalny chłód. Nie ma wątpliwości, ze jesteśmy za kołem podbiegunowym!

  • 19:30

Zacznę od trasy bo to było wyjątkowe doznanie pod każdym względem. Udało się zrobić 21 km za jednym razem! Jesteśmy jeden dzień do przodu. Ponownie jak wczoraj technicznych trudności nie było żadnych więc T1 ale było sporo błota, mokre kładki, sporo śliskich kamieni co przy tym obciążeniu i tak długiej trasie dało odrobinę w kość. Kolega wywrócił się z plecakiem na jednej z kładek, dobrze że na miękkie zarośla a nie do bagna. Obyło się bez kontuzji bo w tym miejscu ratunek nie przychodzi szybko. Trzeba sobie uświadomić, że góry nie wybaczają niezależnie od ich wysokości, tu największym problemem jest całkowity brak komunikacji. Aby wezwać pomoc trzeba dojść do najbliższego schroniska a to może być nawet kilka godzin marszu.

Pogoda nam wczoraj wyjątkowo dopisała a szliśmy ponoć najpiękniejszym fragmentem tego szlaku. Mijaliśmy wioskę Sami, społeczności mieszkającej między innymi w tym regionie. Miejsce faktycznie spektakularne a doznania są spotęgowane przez wszystkie trudy treku. Może choć dzięki tym zdjęciom zobaczycie to piękno, które ja zobaczyłem!

17.09 (Alesjaure – Tjaktja)

Zaczęło padać w nocy, nad ranem przestało ale pojawiła się mżawka i trzymała cały dzień. Na szczęście trasa była szybsza bo tylko 4 godziny ale trek w takich warunkach przy dość silnym wietrze może nadszarpnąć morale … ale nie nasze! Szło się dobrze choć znów wolno bo błoto plus kilka przepraw przez rzeki bez mostów czy kładek. Po powrocie będę w stanie napisać książkę na temat rodzajów błota … może nawet na jakimś wydziale geologii zrobię doktorat 😉

Czeka nas kolejna upojna noc w zimnym i mokrym namiocie we wszystkich ciuchach … ale planujemy zrekompensować sobie te niedogodności w ostatnim schronisku na zakończenie treku, taki mały bonus!

My tu gadu gadu a 52 km za nami! 🙂

18.09 (Tjaktja – Salka)

  • 6:37

Kolejna noc z przerywanym snem i pobudka o 6 a pogoda na zewnątrz bez zmian od wczoraj. Prognoza na dziś przewidywała poprawę pogody i nawet przejaśnienia ale nic takiego nie widać, widać za to niskie chmury, czuć wilgoć i lekką mżawkę. Takie są uroki tego miejsca … dobrze napisałem “uroki” i bez świadomości tych zmiennych warunków nie ma się co tu wybierać. Najgorszy scenariusz przed wyjazdem zakładał, że będziemy chodzić 7 dni w deszczu więc mieliśmy wyjątkowe szczęście trafiając na dobrą pogodę w ponoć najpiękniejszym miejscu szlaku. Nawet jeśli to był jedyny taki dzień to fotograficznie wyprawę uważam za udaną! Nie tracę jednak nadziei, że odrobina szczęścia nam jeszcze dopisze 🙂

Palce zaczynaja mi marznąć od pisania na telefonie 🙂 ale jeszcze kilka słów o schroniskach. Są bardzo dobrze wyposażone, mamy do dyspozycji naczynia, sztućce, kuchenki gazowe, kozę do ogrzania pomieszczenia, duże stoły … i jest bardzo czysto! Sama przyjemność wejść do takiego schroniska, zjeść, napić się kawy czy herbaty i odpocząć po kilku godzinach marszu. W schroniskach nie ma prądu więc trzeba taszczyć własny w postaci powerbank’u do doładowania urządzeń jeśli ich oczywiście używamy. Jedyny minus jeśli tak można powiedzieć to brak wody bieżącej, trzeba ją nosić wiadrami z rzeki jeśli braknie do gotowania lub mycia naczyń. No i na koniec wc … drewniana budka na zewnątrz 😉 ale są środki do dezynfekcji i uwaga … deska jest styropianowa wiec nie jest tak zimno.

Czas się wygrzebać z namiotu i chyba ruszyć bo zimno :/

A poza namiotem optymistycznie … co prawda schronisko i okoliczne góry w chmurach ale nie pada a nad głową przez chmury prześwituje kolor niebieski. Pytanie czy to moja wyobraźnia czy Laponia pokaże nam swój kolejny klejnot krajobrazowy w całej okazałości 😉

  • 16:23

Laponia pokazała się z najpiękniejszej strony! Wychodziliśmy ze schroniska jeszcze w chmurach ale z każdym krokiem robiło się coraz jaśniej i coraz więcej chmur znikało odkrywając okoliczne wzgórza. Prawdziwy spektakl zaczął się po przekroczeniu przełęczy Tjaktjapasset, wiatr zdmuchiwał z okolicznych szczytów chmury w dolinę Tjaktjavagge a słońce pomalowało je w najpiękniejsze kolory. Droga była trudna znów tylko przez błoto i kamienie (T1) ale widoki rekompensowały wszystkie trudy. Ciężko takie doznania opisywać, trzeba to przeżyć samemu i zdecydowanie warto!

Prognoza na najbliższe trzy dni wyglada obiecująco ale temperatury zaczynaja spadać poniżej zera i za dwa dni nad ranem spodziewamy się -2 :/ Przed nami jednak ostatnie 3 dni wiec powinnismy przetrwać.

Tak wygląda prognoza pogody podawana w schronisku 🙂

Weather Report
Weather Report

Zasięgu komórkowego na całej trasie nie ma, internetu w żadnym schronisku nie ma i z prądem jest deficyt czyli nie ma jak naładować komórki czy baterii do aparatu. Powerbank i zapasowe baterie do aparatu to podstawa. Na przenośne baterie słoneczne bym nie liczył, powiem więcej, szkoda je dźwigać! Sklepy w schroniskach są dobrze zaopatrzone poza Tjaktja, w którym nie ma praktycznie nic.

Jutro luzacki dzień bo tylko 3 godziny więc więcej czasu będzie można poświęcić na zdjęcia!

19.09 (Salka – Singi)

  • 6:15

Noc była ciężka, temperatura spadła poniżej zera. Nie wiem czy spałem bo pamietam tylko fragmenty wybudzania, mam wrażenie, że tylko przeleżałem noc w namiocie skulony w śpiworze. Jak tylko się rozjaśniło zwiałem do kuchni w schronisku na herbatę i zapalić w kozie żeby się ogrzać. Plus jest taki, że pogoda jest dobra, nie padało w nocy i teraz też nie powinno … przetaczają się tylko mniejsze chmury nad górami. Zaczął się wschód więc słońce niedługo stopi szron z namiotu.

Na wspólnym śniadaniu z innymi dowiedzieliśmy się, że w nocy była zorza godzinę po tym jak zebraliśmy się do namiotów :/ Dziś jeśli będziemy mieli dużo szczęścia i noc znów będzie bezchmurna to będziemy gotowi …

Przed nami najkrótszy czasowo odcinek tej części Kungsleden czyli 3 godziny. Na pewno będzie więcej przystanków fotograficznych bo pogoda jest fenomenalna choć zaczął wiać bardzo zimny wiatr. Ubieramy się ciepło i w drogę!

  • 15:30

Kolejny przystanek czyli stacja Singi. Pogoda na trek wspaniała! Chmur mało, słońce i mocny chłodny wiatr … no dobra zimny jak cholera 😉 kolejne przypomnienie że jesteśmy za kołem podbiegunowym. Widoki po drodze były spektakularne, zresztą sami zobaczcie.

Zapadła decyzja, że dziś nocujemy w chacie z kozą. Przy tym wietrze i temperaturze w okolicy zera nad ranem noc mogłaby być jeszcze gorsza niż dzisiejsza. Drugi powód to zorza, na którą dziś się zasadzamy wciąż licząc na bezchmurne niebo … jest taka szansa! Zdecydowanie przyjemniej będzie wejść po zdjęciach nocnych do ciepłego domku niż do zimnego namiotu 😉

W kozie trzeszczy drewno, zjedliśmy ciepły posiłek, za oknem wspaniałe widoki …. jest cudownie!

Właśnie wróciłem z popołudniowej sesji z najpiękniejszą modelką świata …. to miejsce jest toksyczne!

  • 20:45

Niebo zasnuło się chmurami :/ chyba dziś nic z oglądania zorzy nie będzie … możliwe, że straciliśmy jedyną szansę wczoraj. Jeszcze nie tracę nadziei bo pozostała ostatnia noc przed nami.

20.09 (Singi – Kebnekaise)

Udało się pierwszy raz przespać cała noc, prawie 10 godzin snu, dobre uczucie! Kosztowało nas to 420 SEK (STF members!) ale warto było! Trzeba się powoli zbierać, zrobić śniadanko i w drogę. Za oknem na razie same chmury ale na pewno się wypogodzi!

Zewnętrzne toalety budzą skuteczniej niż kawa 🙂 … wiatr nie ustał a na liściach widać szron.

W trakcie jak walczyliśmy z kozą i przygotowywaliśmy jedzenie za oknem chmury nabrały kolorów, szary zmieszany z pomarańczem i niebieskim ze szczyptą żółtego. Pogoda zmienia się tutaj błyskawicznie!

  • 15:50

Trek spokojny, droga znów łatwa ale pogoda dała trochę w tyłek. Było zimno i wiał silny, zimny północny wiatr, momentami dość porywisty. Warstwa cieplej bielizny, polar, Gore-Tex dały radę. Po 5 godzinach dotarliśmy do ostatniego schroniska Kebnekeise i dziś też siedzimy w środku! Jest bieżąca ciepła woda, prysznic (!!!) i suszarnia … tanio nie jest ale mówi się trudno bo trek był fantastyczny, widoki jeszcze lepsze i chyba nie prędko tu wrócimy.

21.09 (Kebnekaise – Nikkaluokta)

Ostatni dzień był już szybki. Wstaliśmy o 6 rano, szybkie pakowanie, śniadanko czyli liofilizat i w drogę. Pośpiech był konieczny z dwóch powodów. Po pierwsze zapowiadali opady śniegu od godziny 11:00 a po drugie ostatni autobus z Nikkaluokta jest o 16:20 wiec nie było opcji żeby się na niego spóźnić. Lepiej dojść 2 godziny wcześniej niż 2 minuty za późno. Pogoda po drodze nie była cudowna bo na przemian padał deszcz i śnieg – zgodnie z prognozą. Szlak w błocie, połamane kładki, dużo śliskich kamieni … mimo to napieraliśmy ostro i zrobiliśmy odcinek ostatnich 19 km w 6 a nie jak zakładaliśmy w 7 godzin. Ostatnie zdjęcie przy wejściu na szlak i koniec! 105 km za nami! Będzie co wspominać od jutra po zabawy z wnukami bo takie wspomnienia zostają na zawsze.

Kungsleden
od lewej: Robert, Marek, Tomek (autor)

W autobusie do Kiruny uświadomiłem sobie, że będę tęsknił za tym miejscem. Jego dzikość i surowość została gdzieś we mnie, zabieram stąd obrazy, które będę przywoływał przed snem a szum północnego wiatru nie jeden raz będzie kołysał do snu ….

21-23.09

Wróciliśmy do Kiruny bez żadnych problemów. Postanowiliśmy na miejscu pójść na jakieś normalne jedzenie bo liofilizaty odrobinę nam się przejadły choć były bardzo dobre. Po drodze na parking weszliśmy na hamburgery do lokalnego pub’u/hotelu Bishops Arms. Klimatyczne miejsce z bardzo dobrym jedzeniem i świetnym piwem! Czas płynął powoli ale zleciał szybko … co kosztowało nas kilka koron :/ Okazało się, czego wcześniej nie sprawdziłem, bo taka konieczność nie przyszła mi do głowy, że schronisko gdzie zostawiliśmy samochód jest czynne do 19:00 … pod jego drzwiami z pełnymi już brzuchami stanęliśmy o 19:06. Ciemno, zamknięte, po temacie! Próbowała nam pomoc przechodząca dziewczyna, nawet dzwoniła pod podany na drzwiach numer ale nikt nie odbierał. Wskazała natomiast ośrodek kempingowy, który znajduje się ok 200 m dalej. Udaliśmy się tam bez zbędnej zwłoki i w ramach protestu wynajęliśmy domek na 4 osoby ze śniadaniem! A co! Warunki super, śniadanie pyszne. O pieniądzach dżentelmeni nie rozmawiają 😉

Rano szedłem jeszcze do auta z duszą na ramieniu bo mój poczciwy Forester stał na zimnie 7 dni i miałem wątpliwości czy odpali. Obawy były jednak nieuzasadnione 🙂 Spakowaliśmy się szybko i ruszyliśmy w drogę powrotną.

O samej drodze postanowiłem już nie pisać i nie dlatego, że mi się nie chce ale tłuczemy się autostradami przez Szwecję, krótko przez Danie i Niemcy. Chcemy już jak najszybciej wrócić do domu, zrobić pranie i przespać się we własnym łóżku! Kilometry znikają dość szybko a za oknem żadnych spektakularnych widoków, które mogłyby choć w przybliżeniu równać się z tym co widzieliśmy.

Za jakiś czas wrócę jeszcze do podsumowania #KungsledenExpedition2017 w osobnym wpisie ale na razie biorę się za planowanie kolejnej wyprawy na przyszły rok 🙂 … będzie się działo!


Jeśli dotrwaliście do końca to oczywiście zachęcam do przeczytania pozostałych wpisów ze szlaku a szczególnie do zakupu albumu w formie ebooka, który jest podsumowaniem fotograficznym czterech wypraw. Zebrałem w nim najlepsze zdjęcia, których tu na blogu nie ma! Jest kilka w moim portfolio na stronie tomaszsusul.pl ale też nie wszystkie. Wystarczy kliknąć na poniższe zdjęcie aby trafić do Apple Books.