Kungsleden IV: Saltoluokta – Kvikkjokk

Zrezygnowałem tym razem z pisania dziennika, chyba dlatego, że będąc tu po raz czwarty inaczej się wszystko przeżywa. Kolejne posiłki są takie same, noclegi i pobudki tez … nawet pogoda już nie zaskakuje zaskakując po raz kolejny 😉 Nie oznacza to, że jest nudno, że to już rutyna i nuda. O nie! Więcej uwagi poświęca się na inne rzeczy choć fotograficznie muszę się przyznać, że zaczynam tu być bardziej wybredny 😉 Faktem też jest, że odcinek północny czyli z Abisko do Vakkotavare jest krajobrazowo bardziej ciekawy poza jednym wyjątkiem ale o tym dalej.

Ten wyjazd był wyjątkowy. Niby każdy kolejny, na który się jedzie jest wyjątkowy bo jest nowy i inny ale ten był szczególny pod kilkoma względami. Po pierwsze pod względem transportu jest to wg mnie opcja najbardziej męcząca choć najbardziej urozmaicona … może to też kwestia wieku. Aby dojechać na miejsce treku i z powrotem uzyłem:

  • w tamtą stronę: samolotu z Krakowa do Sztokholmu, nocnego pociągu do Gallivare i autobusu w pobliże pierwszego schroniska
  • z powrotem: autobusu spod schroniska (dwie linie – 9 godzin jazdy do Gallivare), nocnego pociągu do Sztokholmu, samolotu do Modlina, Intercity do Krakowa

Kuszetka do i ze Sztokholmu jest taka trochę nie z tej bajki. Po pierwsze ciężko zrobić rezerwacje bo nie jest dużo miejsc chętnych za to o wiele więcej – trzeba rezerwować ze sporym wyprzedzeniem – klimat tej kuszetki przypomina nasze czasy słusznie minione i nawet „zapachy” są podobne łącznie z przypalonymi hamulcami. W tej kwestii jesteśmy w Polsce daleko z przodu i już nawet z litości nie wspomnę o wagonie restauracyjnym.

Cała podróż, łącznie z przelotami i rezerwacją noclegów w schroniskach zależała właśnie od daty biletów kolejowych i zamiast zrobić ten odcinek szlaku w cztery dni zrobiłem go w 7. Jedna noc ekstra w Sitojaure i dwie w Aktse. W Aktse akurat dobrze, że zostałem dłużej ale o tym również dalej.

Saltoluokta -> Sitojaure

Odcinek długi jak na pierwszy dzień. 20 km czuć w mięśniach mimo iż tym razem z wagą plecaka udało mi się zmieścić w 16 kg łącznie ze sprzętem foto a nie w 20 kg jak poprzednio. Taka opcja jest możliwa bez noszenia pełnego wyżywienia i z redukcją ilości ciuchów oraz częściowo ich wagi. Jest to jednak opcja droga bo jedzenie trzeba kupować na miejscu. Skandynawia nie jest dla nas tania a ceny w schroniskach są jeszcze wyższe niż w normalnych sklepach w Szwecji.

Sam szlak bez trudności technicznych, trzeba zrobić ok 400 m w górę, widoki jak wszędzie tutaj przepiękne. Zdecydowanie mniej ludzi ale to też może być związane ze zniesieniem lockdown’ów i podróżami w inne rejony świata.

Schronisko w Sitojaure jest małe jak w Tjaktja, to jeden budynek z kilkoma pokojami ale za to z widokiem na piękne jezioro. Nie ma sklepu ale ma tzw
hidden gem. Obok schroniska jest przystań, z której przewozi się turystów motorówką na drugi brzeg. Taksówka wodna obsługiwana jest przez rodzine Saami, która prowadzi tam również mały sklepik. Można w nim nabyć za gotówkę kilka podstawowych produktów (np piwo) ale można też lokalne jak np wędzonego pstrąga z jeziora … i to jest ten hidden gem lub jak kto woli hit! Tego się opisać słowami nie da, to trzeba spróbować! 

Sitojaure -> Aktse

Przeprawa motorówką jest droga bo kosztuje 350 SEK a poza wyznaczonymi godzinami czyli 8:00 i 15:00 jest drożej dodatkowo o 100 SEK. Płaci się wyłącznie gotówką. 

Powolny trek, trasa bez większych trudności technicznych poza dość stromym podejściem powyżej granicy lasu zaraz po drugiej stronie jeziora. 

Pogoda była mało fotograficzna, nawet dość nudna…. a kolejnego dnia padało więc mało nie zanudziłem się na smierć. Pozostał mi tylko czwartek żeby zrobić wyskok na Skierfe. W sumie to 16 km tam i z powrotem. Praktycznie wyjście na pół dnia na lekko. 

Dla odmiany w Aktse było sporo ludzi i bardzo dużo namiotów, naliczyłem 12 sztuk a dodatkowo cześć biwakuje kilometr powyżej schroniska przy rozwidleniu szlaku na Skierfe (tam jest sporo miejsc biwakowych).

Jedna uwaga gdyby czytał to ktoś kto planuje iść tą drogą: recepcja tutaj i sklep działają z przerwami od 8-10 oraz od 16-20 i zameldowania ogarniają od 16:00 więc jak przyjdziecie o np 13 to czekacie 3 godziny na przydzielenie domku i pokoju.

Dni schroniskowe w kiepskiej pogodzie są jak jazda pociągiem regionalnym z jednej miejscowości do drugiej i zaliczanie każdego przystanku po drodze. Ludzie wychodzą, przychodzą nowi, ktoś coś ciekawego opowie, pytają skąd jestem, ja też pytałem, rozmowa się albo klei albo nie. Różnie bywa. Wspólne siedzenie przy oknie, wspólny posiłek w kuchni, herbata. Jakoś tak czas leciał tylko szyny nie stukały.

Skierfe

Ze schroniska w Aktse na Skierfe szlak ma ok 8 km, czasowo to wychodzi pomiędzy 3 a 4 godziny w zależności od obciążenia i tempa wędrówki. Ja szedłem z aparatem i statywem w małym plecaczku i zajęło mi to 2:45

Szlak bez trudności technicznych, dopiero podejście pod szczyt jest trochę wymagające ze względu na piargi. Na samym szczycie nie ma żadnych zabezpieczeń (!!!) więc trzeba zachować wyjątkową ostrożność! Niestety zdjęć takich jak chciałem nie mam ze względu na bardzo silny wiatr. Oceniam, że w porywach mógł mieć ponad 100km/h … dwa razy musiałem klęknąć żeby mnie nie przewróciło! Podchodzenie do niezabezpieczonej kilkuset metrowej przepaści przy takich podmuchach nie wchodziło w grę.

Wiało tak zresztą od rana, nawet zaplanowana przeprawa przez jezioro łodzią się nie odbyła! Cześć turystów zamówiła śmigłowiec do transportu na drugą stronę jeziora. W sytuacji awaryjnej jest jednak możliwość ewakuacji z tego schroniska bez użycia śmigłowca. Ok 15 km na wschód znajduje się mała wioska, z której można zamówić taksówkę i dojechać do przystanku autobusowego gdzie zatrzymują się autobusy jeżdżące między Jokkmokk i Kvikkjokk.

Aktse – Parte

Przeprawa łódką kosztuje 250 SEK i płatność jest wyłącznie gotówką. Gdyby się okazało, że wydaliście w poprzedniego dnia na rybę za dużo to żaden problem bo w sklepie przy zakupie dowolnego towaru można poprosić o wypłatę gotówki z karty!

Ciężki dzień! 21 km, trochę podejścia i sporo szlaku w kamieniach. Wolno się szło bo trzeba patrzyć pod nogi a do tego dość silny wiatr na otwartej przestrzeni. Ten odcinek w połowie prowadzi przez las, fakt że wyjątkowo piękny ze starodrzewiem, mchami, grzybami wielkości talerza ale krajobrazu mało, brakowało przestrzeni i horyzontu.

Schronisko w Parte wygrywa natomiast konkurs na najpiękniej położone schronisko pomiędzy Abisko a Kwikkjokk!

Parte – Kvikkjokk

16 km przez las… prawie jak jazda przez Finlandię – nie ma nic, jest tylko las 😉 Oczywiście jest piękny i ma się wrażenie, że to sceneria z Władcy Pierścieni … jedyny problem to bardzo kamienisty szlak więc idąc te 16 km trzeba cały czas patrzyć pod nogi. Aby podziwiać to co widać na około trzeba się co kawałek zatrzymywać. Cały odcinek bez żadnych trudności technicznych, nawet przewyższeń specjalnych nie ma.

Tyle detali a teraz kilka zdań podsumowania.

Nie polecam tej opcji transportu, którą przerobiłem teraz, jest trudna do zaplanowania ze względu na problemy z rezerwacją pociągu i konieczność dostosowania całej wyprawy pod ten jeden środek transportu, czasowo wychodzi podobnie jak jazda autem, a budżetowo autem będzie taniej jeśli jedzie kilka osób. Jak zatem dostać się w pobliże szlaku w sposób najszybszy i najtańszy? Tanie linie przez Oslo do Narviku! Gdyby ktoś właśnie zaczął szukać połączeń to jedna uwaga, tak, latają samoloty ze Sztokholmu do Kiruny czy nawet Gallivare ale ze względu na nieprzewidywalność pogody mogą zostać odwołane i utkniecie w Sztokholmie! Ładne miasto, jest co zwiedzać ale chyba nie o to chodzi 😉 Trzeba to ryzyko wziąć pod uwagę. Jak już dolecimy do Narviku to do Abisko czy Kiruny dojedziemy autobusem, który kursuje w sezonie dwa razy dziennie właśnie pomiędzy Narvikiem a Kiruną. Wysiadamy pod stacją turystyczną w Abisko i można od razu iść w szlak.

Kuszetka, którą jechałem poza palącymi się hamulcami ma jeszcze dwie „niedogodności”, o których warto wspomnieć. Przedziały do spania są dość ciasne i jeśli trafi się 6 osób z plecakami, bo tyle wchodzi do przedziału, to mamy Tetris 3D żeby to wszystko upchać tak aby się nie zabić schodząc z 3 piętra w nocy do toalety. Kolejna sprawa to łóżka na 3 piętrze. Jest bardzo ciasno, nie da się siedzieć na łóżku a rozłożenie pościeli to balansowanie między życiem a śmiercią … chyba, że ktoś jest kontorsjonistą to akurat może poćwiczyć. Ostatni minus ale muszę o tym wspomnieć, łóżka pod sufitem przy 6 osobach w przedziale z zamkniętymi drzwiami do przedziału … no jest ciepło. Otwarcie okna w przedziale? Można ale trzeba mieć bardzo dobre korki do uszu.

Szlak bardzo ładny ale absolutnym hitem jest Rapadalen czyli dolina Rapa, której zdjęcia z deltą rzeki o tej samej nazwie robi się ze szczytu Skierfe. Sporo podróżowaliśmy z rodziną ale czegoś takiego nigdzie nie widzieliśmy. Ja pozostanę zdecydowanie fanem części północnej Kungsleden, bardziej surowej, pustej w pewnym sensie ale z bezkresnym horyzontem. Może to jest „skażenie” pierwszym oszołomieniem północą sprzed kilku lat i nie może mi to wyjść z głowy? Tego nie wiem ale wiem, że na pewno tam wrócę … po raz piąty bo jest jeszcze dużo do zobaczenia!


Jeśli dotrwaliście do końca to oczywiście zachęcam do przeczytania pozostałych wpisów ze szlaku a szczególnie do zakupu albumu w formie ebooka, który jest podsumowaniem fotograficznym czterech wypraw. Zebrałem w nim najlepsze zdjęcia, których na blogu nie ma! Jest kilka w moim portfolio na stronie tomaszsusul.pl ale też nie wszystkie. Wystarczy kliknąć na poniższe zdjęcie aby trafić do Apple Books.

back